Słowenia 2020

Kategoria: Europa Opublikowano: niedziela, 02 styczeń 2022 Super User

Wyprawa do Słowenii  - 3191km :
Zamek Plumlov (Czechy) – Bruck an der Mur (Austria) – Zamek HochosterwitzKlagenfurtPyramidenkogelWodospad PericnikPlanicaKranjska Gora - AvtovlakJezioro Bled i Ojstrica – Wąwóz VintgarJezioro Bohinj - Wodospad SavicaBolnica FranjaLubljanaVelika PlaninaPtujFontanna PiwPostojna Jaskinia – Predjamski Zamek – Grad Haasberg – znikające Jezioro Cerknickie – Zamek Sneżnik – Kościół świętej TrójcyPiranPorec (Chorwacja)

 

 

17.07.2020
Zmiana planów. Choć może jednak powrót do pierwotnego wakacyjnego pomysłu.
Kiedy COVID-19 pojawił się w Europie, wyjazd wakacyjny - na szczęście przez krótki okres czasu - wydawał się mrzonką, a wyjazd zagraniczny – utopią. Trochę czasu minęło i ludzie zaczęli się przyzwyczajać do tego, że wirus gdzieś krąży. Bardziej niż się go bać, powinniśmy go oswoić i na niego uważać. Po czasowym zamknięciu w 2020r. Europa zaczęła się otwierać na turystów. Pomysł na kierunek wyjazdu przyszedł spontanicznie, wynikał raczej z otwarcia granic niż z realizacji wcześniejszych zamierzeń.
Zadowoleni, że urlop, choć może w innych okolicznościach niż zazwyczaj, spędzimy w nasz ulubiony sposób, czyli z przyczepą, zaczęliśmy się pakować. Plan, z racji wciąż trwających ograniczeń i niedużego wyboru, był taki: Niemcy, Austria i parę dni nad morzem w Chorwacji. Okazało się, że życie czasem potrafi nieoczekiwanie zaskoczyć i w dniu planowanego wyjazdu otworzył się nasz pierwotny kierunek (jeszcze pomysł zimowy, sprzed epidemii) – SŁOWENIA!
I wyruszyliśmy. Zupełnie bez planu, bez wiedzy na temat atrakcji Słowenii, za to uzbrojeni w przewodnik i mapę ? Aż tak spontanicznie decyzji nie podjęliśmy jeszcze nigdy.


Klimat wakacji poczuliśmy już na pierwszym kempingu – w Czechach. W nastrój wprowadzili nas Czesi zebrani na tarasie knajpki na kempingu. W końcu zasłużyliśmy, na pierwszy w te wakacje, „złoty napój”.

Nocleg - Autokemp Přehrada Mostkovice.  | 460kc/noc  | Dystans - 215 km | 



18.07.2020
Zamek Plumlov (Czechy) – Bruck an der Mur (Austria)
Zwiedzanie, choć krótkie, zaczęliśmy od razu. W okolicy miejsca, do którego dojechaliśmy, był zamek Plumlov. Postanowiliśmy choć na niego spojrzeć. Najokazalsza i godna podziwu była ściana widoczna od strony zbiornika wodnego. Z uwagi na swoją wysokość wzbudza zainteresowanie. Zaciekawieni, czy dalej jest równie ciekawie, ruszyliśmy drogą do zamku. Być może nawet spędzilibyśmy w nim więcej czasu, gdyby nie deszcz, który skutecznie wypłoszył nas z tego miejsca … Ale zdjęcie mamy ?
Choć Austria do tej pory nie była naszym wakacyjnym wyjazdem, jedynie kierunkiem zimowym, narciarskim, chcieliśmy po drodze zobaczyć co nieco. W końcu miał być to cel naszych tegorocznych wakacji ? By zbytnio nie zbaczać, skupiliśmy się na tych atrakcjach, które będą po drodze.

Bruck an der Mur.


Dzień kończymy w miejscowości Bruck an der Mur, miasta kowali. Zaintrygował nas opis, że na rynku tego miasteczka znajduje się pięknie kuta fontanna. Na miejscu, przy gasthausie, działa malutki kemping. Jesteśmy na nim prawie sami. Po raz pierwszy na trasie widzimy covidowe, wprowadzone w naszą codzienność, urządzenia. Standardem są automaty do dezynfekcji rąk i wyłaniające się zewsząd instrukcje „okołocovidowe”. Pod czujnym okiem współspacza z kempingu grzecznie dezynfekujemy ręce.
Ustawiamy przyczepę i jedziemy zobaczyć fontannę. Została wybudowana w 1626r. Znajduje się na wielkim rynku, przy którym usytuowany jest też ratusz. Na rynku znajduje się również atrakcja dla dzieci – mini plac zabaw. Skusił nawet, duże już przecież, nasze Dziewczyny. Nad miasteczkiem góruje wzgórze zamkowe, na które postanawiamy się wdrapać. Z zamku ocalała jedynie wieża zegarowa, która, być może z racji pory, w jakiej tam dotarliśmy, była już zamknięta. Natomiast za murami obronnymi znajduje się knajpka z przeszkloną ścianą, z pięknym widokiem na okolicę i dachy miasteczka. Stare miasto, choć małe, jest naprawdę urokliwe. Miło było powłóczyć się chwilę jego uliczkami.

Nocleg - Gasthof Pichler. | 35€/noc  | Dystans - 371 km |  



19.07.2020
Zamek Hochosterwitz – Klagenfurt - Pyramidenkogel
Kolejny cel: Burg Hochosterwitz – ogromne zamczysko usytuowane na ponad 170-metrowej skale, widoczne już z drogi. Można zatrzymać się na bezpłatnym parkingu na samym dole lub podjechać wyżej, do miejsca, skąd na sam szczyt można wjechać windą. Jeśli ktoś wybierze tę opcję warto przynajmniej w jedną stronę pójść na nogach, bo droga prowadząca do zamku jest szczególna - prowadzi przez 14 Bram. Każda z bram jest opisana i ponumerowana. Dzięki temu zabiegowi architektonicznemu twierdza nigdy nie została zdobyta. Droga z bramami ma długość 620m. Wejście na zamek jest płatne. Na dziedzińcu znajduje się restauracja i sklepik z pamiątkami. W zamku jest niewielkie muzeum, do którego można wejść w cenie wykupionego wcześniej biletu. Pogoda jest dla nas łaskawa, bo zaczyna padać, gdy już jesteśmy na szczycie. Zgłodniali po niecodziennym spacerze decydujemy się na skorzystanie z menu i na małą przekąskę.
Nasze zainteresowanie wzbudził kemping w Klagenfurcie. Miasto znaliśmy jedynie z nazwy widocznej na drogowskazie mijanym w drodze na narty, więc chcieliśmy do niego zajrzeć. Jednak wielkość kempingu nad jeziorem i ilość ludzi nas wystraszyły. Zmieniamy więc palny noclegowe i jedziemy na kemping nad Jezioro Keutschacher. Odczepiamy przyczepę i wracamy do miasta. Zwiedzamy je dość pobieżnie, samo Stare Miasto, ale jakoś nie mamy ochoty na więcej. Centrum zajmuje ogromny wybrukowany plac z Fontanną Smoka pośrodku. Żółty dom ze złotą gęsią to podobno najstarszy budynek w mieście. Nasze zainteresowanie wzbudziła również fontanna Wortherseemandl zwieńczona figurką z brązu.
Po wyjechaniu z miasta postanawiamy spróbować choć kawałek pojechać brzegiem jeziora, by zaopatrzyć się w urocze (taką mamy nadzieję) zdjęcia z widokiem na miasto.
W drodze naszą ciekawość budzi budowla, którą od czasu do czasu widzimy na wzgórzu. Z pomocą przychodzi nam wujaszek Google i już wiemy, gdzie jedziemy! Wieża widokowa Pyramidenkogel, wysoka na 100 m wraz z iglicą. Jej wysokość potęguje fakt, że znajduje się na szczycie wzgórza. Wejść na platformę widokową można po schodach lub wjechać windą. Kusi nas ta druga opcja, ale stwierdziliśmy, że dla Dziewczyn lepiej będzie stopniowo oswajać się z wysokością. Wejście jest płatne, w maseczkach. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni że Ci, którzy ich nie mają, dostają je na wejściu. Paweł, lubiący adrenalinę, wykupuje też opcję najszybszego znalezienia się na dole, za pomocą znajdującej się w środku wieży, najwyższej w Europie, zjeżdżalni.
Widoki są przecudne. Wzmocnione przez światło chylącego się ku zachodowi słońca. Choć nogi trochę nam się trzęsą nie odmawiamy sobie wyjścia na najwyższą platformę. Na pamiątkę mamy piękne zdjęcia.

Wieża widokowa Pyramidenkogel.

Nocleg - Camping Reichmann. | 51€/noc  | Dystans - 211 km |  Wstęp - Zamek 35€/4 osoby | Wieża - 33€/4 osoby + 4€/1 zjazd rurą |


20.07.2020
Wodospad Pericnik – Planica – Kranjska Gora
Do Słowenii nie mamy już daleko, jednak trzeba się przebić przez góry. Pod uwagę bierzemy przejazd płatnym tunelem. Google nas informują, że korek jest na godzinę stania. Sprawdzamy mapę i wybieramy jedyną najbliższą drogę (oprócz tunelu) i jak wynika z mapy, bezpieczną dla przejazdu z przyczepą, przez…. Włochy ?
Nie wiemy, czego spodziewać się po Słowenii. Trochę poczytaliśmy po drodze i znaleźliśmy pierwszy punkt noclegowy – w Dovje. Zupełnie się nie spodziewaliśmy, że trafimy w tak piękny rejon Alp Julijskich.
Pora jest jeszcze wczesna, więc po odpięciu przyczepy od razu jedziemy podziwiać okolicę. Zatrzymujemy się na szybki obiad i podjeżdżamy na parking pod Wodospad Pericnik. Po drodze mijamy parę parkingów jednak chcemy podjechać jak najbliżej. Docieramy do punktu, gdzie, obok małej knajpki, znajduje się parę miejsc dla samochodów płatne 3 EUR za dwie godziny. Stąd, jeśli pójdziemy ścieżką po prawej stronie od mostka, jest dosyć strome, ale krótkie podejście (ok. 20 min.) do podnóża wodospadu. Można go podziwiać z trzech (a właściwie czterech miejsc). Do drugiego punktu można wspiąć się jeszcze wyżej. Stąd wodospad można podziwiać też od tyłu, bowiem woda nie wypływa bezpośrednio przy ścianie urwiska. Tu też istnieje przejście (dla odważnych, bo niezabezpieczone) za ścianą wody. Choć wygląda groźnie, przejście za wodospadem, z zachowaniem odpowiedniej ostrożności, jest wygodne. Warto jednak być ubezpieczonym w coś przeciwdeszczowego, chyba, że trafi się na upalny dzień ?
Ruszamy dalej. Tym razem ścieżka wiedzie po lewej stronie wodospadu i prowadzi do jego pierwszego, mniejszego, lecz również urokliwego spadu. Tu warto mieć na uwadze, że ścieżka, wciąż stroma, częściowo poprowadzona jest za pomocą wygodnej drabiny (lub stromych schodów – jak kto woli). Czwarty punkt widokowy znajduje się już po zejściu, przy mostku. I choć wodospad widać i z tej perspektywy, sądzimy, że lepiej poznać go z bliska.
Spod wodospadu jedziemy do Planicy. Kibicujemy naszym skoczkom i chcemy zobaczyć, z jaką wysokością muszą się zmierzyć, żeby zdobywać trofea. Skocznie zostały tam wybudowane głównie z uwagi na stabilne warunki wietrzne i pogodowe. Ośrodek składa się właściwie z różnej wielkości 8 skoczni. Pierwsza została wybudowana w 1934r. W 2012 powstały nowe na miejscu tej pierwszej. Wszystkie, oprócz tej najważniejszej, mamuciej, są pokryte igielitem. Z internetu dowiadujemy się również, że mamucia skocznia w Planicy nie posiada oświetlenia, więc zawody muszą być rozgrywane tylko za dnia. Nie zastawiamy się długo i podejmujemy wspinaczkę na sam szczyt. W górę mozolnie wchodzi się po setkach schodów. Warto – krajobraz z góry wygląda imponująco! Na pomysł liczenia schodów wpadamy dopiero podczas schodzenia i to na zeskoku. W tej części skoczni ja naliczyłam 775, a moja Córa – 777. Musimy to jeszcze kiedyś zweryfikować…

Planica.

Na koniec dnia udajemy się jeszcze do Kranjskiej Gory – popularnego zimą ośrodka narciarskiego, a latem – turystycznego. Przechadzając się jej uliczkami jemy lody. Zasłużyliśmy.

Nocleg - Camping Kamne. | 43€/noc  | Dystans - 157 km |



21.07.2020
Kranjska Gora – Przełęcz Vrisic – Bovec – Avtovlak
Po naradzie rodzinnej, która odbyła się poprzedniego dnia, jedziemy na Przełącz Vrsic. Jest to najwyższa przełęcz w Alpach Julijskich przejezdna w obie strony. Jej najwyższy punkt mierzy 1611m. n.p.m. Droga ma 50 serpentyn i nie trzeba ich liczyć, bo są ponumerowane, przy czym numeracja zaczyna się od strony Kranjskiej Gory. Podobno jest drugą co do wysokości drogą asfaltową w Słowenii. Droga ta została wybudowana w latach 1915 -1916 przez rosyjskich więźniów wojennych. Pogodę mamy słoneczną, więc jest duża szansa na piękne widoki. Decydujemy się na zrobienie koła wokół alpejskich szczytów i powrót zupełnie inną drogą. Nie zatrzymujemy się, ale z zaciekawieniem spoglądamy na wody sztucznego Jeziora Jasna. Sporo tu osób korzystających z bliskości wody, opalających się lub piknikujących na jego brzegu. Pierwszym naszym przystankiem jest Ruska Kapelica. Kapliczka wybudowana w 1917r. przez budowniczych drogi w celu upamiętnienia śmierci ich współtowarzyszy, którzy zginęli przysypani przez lawinę. Kolejny przystanek to parking obok schroniska Erjavceva Koca, w którego okolicy widoki na góry są fenomenalne. Widoki uatrakcyjniają nam owce, które szukają cienia obok zaparkowanych samochodów, co wygląda co najmniej zabawnie. Na samej przełączy, z braku miejsca na parkingu, zatrzymujemy się tylko na chwilkę. A na zdjęcia zatrzymujemy się już po drugiej stronie przełęczy, w punkcie widokowym Supca.
Tak, wiemy, że można tu wędrować w różne strony i tak, wiemy, że po drodze jeszcze mnóstwo ciekawych miejsc. Ale kiedy celem urlopu jest odwiedzenie całej Słowenii to z czegoś trzeba zrezygnować.
Zatrzymujemy się jeszcze „na szybko” w jednym miejscu, by podziwiać najpiękniejszą rzekę w Słowenii – Soczę. Atrakcję stanowi drewniany wiszący mostek nad Soczą, z wysokości którego podziwiamy mały wąwóz, jaki tworzy rzeka. Niesamowicie turkusowy kolor wody rzeki wraz z kolorem otaczających ją skał tworzy niesamowity obraz. Pogoda, jak to w górach, zmienia się z minuty na minutę. Po deszczu powietrze staje się wręcz lodowate. Z podziwiania znajdujących się w okolicy wodospadów rezygnujemy.
Droga na przełęcz Vrsic od Kranjskiej Gory po Bovec to absolutne must see w Słowenii.
Na obiad zjeżdżamy do Bovec. Przez chwilę spontanicznie podejmujemy decyzję o raftingu w kolejnym dniu, ale analizując drogę i nasz czas, niestety i z tej atrakcji rezygnujemy.
Plan mamy napięty, chcemy jeszcze pojechać Avtovlakiem. O tej atrakcji przeczytaliśmy w internecie. Aby skrócić sobie drogę przez góry można samochodem przejechać odcinek z miejscowości Most na Soči do Bohinjskiej Bistricy (w drugą stronę również) na platformie pociągu. Droga asfaltem przez góry to ok. 1,5h, droga pociągiem – 40 min. Nie za bardzo wierzyliśmy, że uda nam się „trafić” na pociąg, a jednak! Początkowo trudno nam znaleźć nawet samą stację, ale daliśmy radę. Dobrze sprawdzić sobie wcześniej rozkład pociągów: https://potniski.sz.si/avtovlak/ Za bilety opłatę należy uiścić u pana konduktora, który stoi przy odpowiednim podjeździe dla samochodów. Na pociągu podróżuje się siedząc we własnym samochodzie. Dodatkową atrakcją podczas drogi jest tunel, który ma 6327m długości. Dużym mankamentem jest smród spalin, bowiem pociąg ciągnie lokomotywa spalinowa. W samym tunelu warto przełączyć wentylację w samochodzie na wewnętrzny obieg. Będąc już w drodze mamy przygodę, bo kierowca samochodu znajdującego się przed nami nie zaciągnął odpowiednio mocno hamulca ręcznego, co spowodowało, że przy hamowaniu pociągu pojechał w tył i stuknął w nasz samochód. Na szczęście skończyło się pogiętą tablicą rejestracyjną. Ale mieć stłuczkę samochodową w pociągu to jest Coś!
W Bistricy jesteśmy dosyć późno. Mimo bliskości Jeziora Bled skupiamy się już tylko na drodze powrotnej na kemping.

Nocleg - Camping Kamne. | 43€/noc  | Dystans - 152 km | Przejazd platformą na pociągu  - 20€ |



22.07.2020
Jezioro Bled i Ojstrica – Wąwóz Vintgar
Wracamy, tym razem z przyczepą, aby odwiedzić jeziora Bohinj i Bled. Z Dovje kierujemy się od razu nad Jezioro Bohinj. Z komentarzy w internecie wiemy, że to oblegany kemping, ale po kontakcie telefonicznym wiemy, że miejsca się nie da zarezerwować. Przyjedziesz i znajdziesz miejsce, to możesz zostać. Zatłoczenie na kempingu różni się od zarówno od dotychczasowych jak i kolejnych miejsc noclegowych. Niełatwo znaleźć na nierównym terenie kawałek dla siebie, ale nam się udaje. Zostawiamy przyczepę i jedziemy nad Bled. Ponieważ chcemy je zobaczyć z jednego z najlepszych punktów widokowych i w całej okazałości, kierujemy się w stronę kempingu nad jeziorem i kameralnej plaży. Pogoda postanowiła nam spłatać figla i Bled przywitał nas burzą i ulewą. W związku z tym postanowiliśmy skorzystać z danej nam opcji i posilić się przed dalszym zwiedzaniem. Ulewa minęła. W tej okolicy, z tej strony Jeziora są dwa punkty, z których można podziwiać widok: Ojstrica i Mala Osojnica. Wybieramy pierwszy punkt, głównie dlatego, że jest bliżej i wspinaczka zajmie nam mniej czasu. Baliśmy się kolejnej ulewy i wędrówki stromym zboczem w deszczu. Zaczęliśmy wspinaczkę na Ojstricę (611m n.p.m.), która trwała ok. 30 min. Trud został doceniony i naszym oczom ukazało się piękne jezioro w wyjątkowej, podeszczowej aurze. Widok był spektakularny. Nawet się cieszyliśmy, że mamy widok inny niż ten, który znamy ze zdjęć innych ludzi ?
Naszą uwagę przyciąga jeszcze pewien dom widoczny nad brzegiem jeziora. Ze strony www.balkanyrudej.pl dowiadujemy się, że to część zabudowy należącej do Villi Bled – domu, który stanowił letnią rezydencję Tito. Villa jest obecnie czterogwiazdkowym hotelem.
Zeszliśmy nad brzeg wody, krótki spacer, jeszcze parę fotek i w dalszą drogę, bo Jezioro Bled nie było naszym jedynym celem tego dnia. Chcieliśmy jeszcze przejść Wąwóz Vintgar.

Jezioro Bled.

Niestety nie wiemy, jak wyglądają inne wąwozy w Słowenii i wiemy, że może nawet Vintgar nie jest najpiękniejszym z nich, ale późna pora dnia (docieramy na 40 min. przed zamknięciem) oraz podeszczowa aura sprawiły, że widoki mieliśmy niecodzienne, bez turystów. W zasadzie byliśmy tam sami. Wąwozem można się poruszać tylko w jedną stronę. Wędrówka zajmuje ok. 30-40 min. W ciągu dnia między wejściem, a wyjściem z wąwozu kursują shuttle basy, ale tylko do 16tej. Powrót do punktu wejścia jest dłuższy, trzeba iść w górę rzeki, w związku z czym wymaga też większego wysiłku, ale nie jest wyczerpujący. Prowadzi przez wioskę, pola i lasem – na około, więc wraca się dłużej. No i widoki są już inne…
Z poczuciem wyczerpująco spędzonego dnia wracamy do przyczepy.

Nocleg - Camp Bohinj. | 70€/noc  | Dystans - 130 km |



23.07.2020
Jezioro Bohinj
Ten dzień w całości spędziliśmy na Jeziorem. Do południa pływanie na SUPie, a po południu w planach miał być spacer do Wodospadu Savica. Niestety pogoda znów pokrzyżowała nam plany. Dopołudnie minęło w pięknych okolicznościach przyrody, ale po obiedzie znów zaczęło intensywnie padać i postanowiliśmy resztę dnia poświęcić na zasłużony odpoczynek i podziwianie widoków.

Jezioro Bohinj.


Dla zainteresowanych. Blisko kempingu znajduje się kolejka linowa biegnąca na Vogel wyjeżdżająca na 1535m n.p.m. Z góry można podziwiać widoki na okoliczne szczyty i Jezioro Bohinj. Zimą Ski Center Vogel stanowi jeden z bardziej popularnych ośrodków narciarskich w Słowenii. Ma 22 km tras i na nartach można jeździć od grudnia do maja. My odpuściliśmy. Może następnym razem…

Nocleg - Camp Bohinj. | 70€/noc  | 



24.07.2020
Wodospad Savica – Bolnica Franja – Skofja Loka
Co się odwlecze to nie uciecze. Wprawdzie postanawiamy zmienić miejsce noclegowe, ale po śniadaniu zostawiamy domek i robimy zaległości z poprzedniego dnia. Żeby zaoszczędzić czas, pod wodospad podjeżdżamy samochodem. Mimo, że już po 10.00, samochodów jest jeszcze niewiele. Rozpoczynamy 20 min. wspinaczkę wygodną ścieżką, zbudowaną w dużej mierze ze stopni. Wodospad prezentuje się okazale. Widok niestety psuje płot zwieńczony furtką, za którą mogą przejść tylko osoby upoważnione, niemniej jednak brak dużej ilości ludzi rekompensuje nam te niedogodności ?. Krótka przerwa na podziwianie i sesję zdjęciową i zawracamy, by wyruszyć w dalszą trasę.
Kolejnym punktem naszej wycieczki jest Bolnica Franja. Droga od Jeziora Bohenjskiego do Bolnicy nie jest prosta jeśli jedzie się zestawem. Mimo dobrego ciągnika i względnie małej przyczepy, na jednym z podjazdów samochód „prosi” nas o zwolnienie, bo wzrosła temperatura silnika. Dodatkowo jest dosyć wąska i kręta. Po drodze zatrzymujemy się przy kolejnym ośrodku narciarskim (ciekawe, ile ludzi go odwiedza w sezonie, skoro droga do niego nie jest łatwa nawet w lecie). Wydaje się być całkiem w porządku. Potem dowiadujemy się, że to 5 wyciągów i 10 km tras. W drodze zatrzymujemy się jeszcze na krótki postój w Spodnjej Soricy, miejscowości, w której urodził się malarz Ivan Grohar. W lekkim napięciu, po przejechaniu „zaledwie” 46 km, obejrzeniu wspaniałych widoków, docieramy do celu.

Soriška planina.

Bolnica Franja. Nazwana tak na cześć nazwiska lekarki, która w niej leczyła. Jest to szpital partyzancki, stworzony w 1943r. Funkcjonował do 1945r. Szpital, mimo, iż po powodzi, która go zmyła w 2007r., został zupełnie zrekonstruowany, to i tak działa na wyobraźnię. Obszar, który zajmuje jest stosunkowo niewielki, ale znajduje się tam wszystko, co było potrzebne wracającym do zdrowia żołnierzom. Wraz z rentgenem, wspólną salą do spędzania czasu, kuchnią, łaźnią, własną elektrownią i innymi niezbędnymi pomieszczeniami i urządzeniami. Droga do szpitala wiedzie wąwozem rzeki i w czasie wojny była pilnie strzeżona. Była tylko piesza. Miejsca powstania Bolnicy również strzeżono. Wszyscy, także ranni przenoszeni do szpitala na noszach, mieli zasłaniane oczy. Dzięki temu szpitala wróg nigdy nie odkrył . W sumie, w ciągu tych dwóch lat działania szpitala leczono tam 578 chorych żołnierzy. Szpital już zaraz po wojnie stał się chętnie odwiedzanym miejscem.
Późny i dobry obiad jemy w przyjemnej restauracji nieopodal szpitala. Ruszamy dalej, bo pogoda nas nie rozpieszcza, ale pocieszający jest fakt, że, mimo deszczu, jest ciepło. Tak się zdarza, że nawet jak w czasie podróży pada, to kiedy idziemy zwiedzać, przestaje. Skofja Loka to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast Słowenii. Aby je przespacerować w całości wystarczy 1 godzina. Pełno tu urokliwych uliczek i kolorowej historycznej zabudowy. W głównym punkcie starego miasta, tuż obok Cerkwi Świętego Jakuba, można zobaczyć, odlaną bodajże z brązu, makietę miasteczka.
Wieczorem docieramy do Kamnika. W planie mamy trzy noclegi.

Nocleg - Avtocamp Resnik. | 36€/noc  | Dystans - 136 km | 



25.07.2020
Lubljana
Dziś zwiedzanie Lubljany. W gruncie rzeczy cieszymy się, że nie jest dużym miastem, a samo zwiedzanie to raczej spacer niż oglądanie konkretnych obiektów. Spacer zaczynamy od wzgórza zamkowego, a naszym głównym celem jest zrobienie panoramy miasta z góry. I choć można się na nie dostać kolejką to wolimy po prostu własne nogi. Później kierujemy się w stronę rzeki i ulicy biegnącej wzdłuż jej brzegu, którą docieramy do Potrójnego Mostu. Stamtąd dochodzimy do Smoczego Mostu. Ponieważ nieco głodniejemy, postanawiamy poszukać knajpki, ale z boku głównych deptaków. Nasze próby spełzły na niczym i trafiamy do całkiem przyzwoitej meksykańskiej restauracyjki, która znajduje się na głównej ulicy za pomnikiem Preserena. Posileni postanawiamy zobaczyć jeszcze Dzielnicę Metelkovą. Znów nie ma ludzi, miejsce robi wrażenie opustoszałego (mijamy tam raptem parę osób), dzięki temu zdjęcia możemy, bez żadnego problemu, zrobić wszędzie. Ściany pokryte co do centymetra grafitti, rzeźby i instalacje kryjące się każdym zakamarku. Co któremu artyście w duszy grało, mógł tworzyć bez skrępowania.
Nieco zmęczeni całodziennym spacerem wracamy na kemping.

Nocleg - Avtocamp Resnik. | 36€/noc  | Dystans - 50 km | 



26.07.2020
Velika Planina - Kamnik
Do Kamnika przyjechaliśmy chyba bardziej dla Velikiej Planiny niż Lubliany. Odkąd poczytaliśmy o niej w internecie, nie mogło jej zabraknąć na trasie naszego zwiedzania.
Na Veliką Planinę można dostać się pieszo, oznakowanym szlakiem, jednak my wybieramy drugą opcję i wjeżdżamy kolejką linową (wagonikiem) na Simnovec. Stamtąd w dalszą drogę ruszamy wyciągiem krzesełkowym. Jesteśmy odrobinę niepocieszeni, bo szczyty spowite są chmurami, a widoczność to zaledwie parę metrów. Jednak Dziewczyny mają niezłą uciechę. Próbują „pojawiać” się i „znikać” i robią najlepsze zdjęcia w życiu, na których…. widać białą ścianę :). Robimy sobie zdjęcie przy kompasie, wchodzimy na szczyt Gradisce (1668) i ruszamy dalej.

Velika Planina


Kiedy docieramy do celu, pogoda robi nam niespodziankę i szałasy na Velkiej Planinie pokazują nam się w całej okazałości. Velika Planina to największy, zajmujący rozległy płaskowyż, zwarty obszar pasterski w Słowenii. Na dosyć dużym obszarze porozrzucane są szałasy pasterzy, którzy mieszkają w nich od czerwca do września i wypasają szczęśliwe krowy. Szczęśliwe, bo chodzą sobie po tej wielkiej łące jak chcą i gdzie chcą. Szałasy mają specyficzną budowę – zbudowane są na bazie elipsy z dachem sięgającym niemal gruntu. Siadamy w ogródku jednego z szałasów i posilamy się zsiadłym mlekiem z poleną i skwarkami a także kawałkami sera. W nagrodę otrzymujemy na pamiątkę drewnianą łyżkę. Ciekawe, skąd pasterz wiedział, że takiej potrzebujemy??
Leniwie włóczymy się od szałasu do szałasu, dochodzimy do Kościółka Matki Boskiej Śnieżnej. Podobno w wigilię Bożego Narodzenia odbywa się tu Pasterka. Musi być niesamowicie.
Robimy pożegnalną rundkę i wracamy na dół w taki sam sposób jak dostaliśmy się na górę, a nie – przepraszam – tym razem rezygnujemy z wyciągu krzesełkowego.
Obiad postanawiamy zjeść już w Kamniku – jednym z najstarszych miast Słowenii. Resztę popołudnia włóczymy się uliczkami miasteczka.

Nocleg - Avtocamp Resnik. | 36€/noc  | Dystans - 21 km | 



27.07.2020
Ptuj - Maribor
Przenosimy się pod Maribor. Z perspektywy czasu wiemy, że kemping Kekec był najładniejszym i najlepszym pod względem sanitarnym podczas tegorocznych wakacji. Ładnie przystrzyżona trawka, czyste sanitariaty z dostępem do środków dezynfekujących i kawałek cienia sprawiły, że żal nam było, iż spędzimy tam tylko jedną noc. Kemping jest usytuowany w miejscowości Mariborsko Pohroje. Jest to popularne miejsce uprawiania wszelkich sportów, a nad miejscowością góruje szczyt, na który można się dostać wyciągiem gondolowym. To również popularne w Słowenii miejsce do uprawiania sportów zimowych, okazuje się, że wcale niemałe, bo zawiera 42 km tras i 17 wyciągów.
Najpierw jedziemy do Ptuja. Kiedyś się tam zatrzymaliśmy na nocleg jadąc do Chorwacji i w dużej mierze powodowani wspomnieniami, chcieliśmy odwiedzić to najstarsze miasteczko Słowenii. Znów brak turystów, a Ci którzy przechadzali się uliczkami, byli tak nieliczni, że niemal czuliśmy się, jakbyśmy mieli miasteczko tylko dla siebie. Choć upał był duży pokusiliśmy się o wejście na wzgórze zamkowe. Zamek niestety był zamknięty, bo poniedziałek, ale weszliśmy choć na dziedziniec. Po dwóch godzinach postanowiliśmy zarządzić odwrót. Inaczej zapamiętaliśmy to miasteczko, wówczas pełne życia i ludzi.

Ptuj.


Po krótkim odpoczynku w cieniu drzewka i dobrej kawie przy przyczepie postanawiamy, że do Mariboru pojedziemy na rowerach. I był to strzał w dziesiątkę, bo po miasteczku (a właściwie mieście) poruszaliśmy się sprawniej i szybciej. Oczywiście nie omieszkaliśmy zobaczyć najstarszego krzaku winnego na świecie, wpisanego do Księgi Rekordów Guinessa. Roślina ma ponoć 400 lat, wciąż rodzi owoce, a zbiorom ich towarzyszy największy coroczny festiwal w Mariborze.

Nocleg - Avtokamp Kekec. | 42€/noc  | Dystans - 168 km | 



28.07.2020
Fontanna Piw
Czas na kolejny topowy przystanek w Słowenii – Jaskinia Postojna. Aby ją odwiedzić trzeba z Mariboru przemierzyć cały kraj – na szczęście nie jest on duży.
Już wcześniej, w trakcie naszej podróży odkryliśmy, że Słowenia to kraj bardzo przyjazny turystom. Ma bardzo dobrze rozbudowaną bazę wiedzy turystycznej i garściami można czerpać chociażby ze strony www.slovenia.info. Zawartość strony to między innymi publikacje dostępne pod adresem: https://www.slovenia.info/en/plan-your-trip/publications?page=2, które można pobrać w formacie pdf. Są też one dostępne w informacjach turystycznych i różnych turystycznych punktach w formie papierowej. Nasze serca skradła ikonograficzna mapa Słowenii. Możecie ją pobrać pod adresem: https://issuu.com/slovenia/docs/zemljevid_trganka_ang, a na miejscu na pewno zdobędziecie papierowy jej egzemplarz.  
Na naszej mapce szybko przejrzeliśmy, co może zwiedzić po drodze z Mariboru do Postojnej i nasze oko zawiesiło się na dłużej na Fontannie Piw, a że lubimy złoty trunek… ? Z opisu wiemy, że to pierwsza fontanna piw na świecie. Na miejscu dowiadujemy się, że z fontanny można się napić szczęściu różnych odmian piwa. Do tego potrzebny jest szklany kufel z chipem, który można kupić w różnych miejscach w mieście. W cenę kufla wliczone jest piwo. Kufel można „debetować”, wiele razy. Na koniec, naczynie zaprojektowane przez słoweńskiego projektanta Oskara Kogoja można zabrać do domu na pamiątkę. Fajne, co?
Dziś jest ciepło. Docieramy na kemping w pobliżu Jaskini, na którym nie ma grama cienia. Decyduję, że gdziekolwiek indziej, byle nie tu. Do wieczora się ugotujemy, w naszej, bądź co bądź, puszcze. Jesteśmy też już nieco głodni, a wiadomo, że jak głodni, to humory nie za bardzo. Przemieszczamy się na kemping, który, jak się okazało, czasy świetności ma już za sobą i w porównaniu z obszarem, jaki zajmuje, to ludzi na nim jak na lekarstwo. Trochę taki zarośnięty i zaniedbany tajemniczy ogród. W bardziej sprzyjających czasach można zwiedzić, znajdującą się na jego terenie, Jaskinię Pivka.
Przy próbie znalezienia miejsca z obiadem okazało się, że cała miejscowość jest mocno tajemnicza. W „nagrodę”, za trudy poszukiwań jemy najdroższy i najmniej obfity obiad na całej wyprawie. Tyle chociaż, że był dobry.
Wieczorem zwiedzamy opustoszały kemping, przy czym słowo zwiedzanie jest tu użyte celowo, bo obszar do obejścia jest naprawdę spory.

Nocleg - Camping Turistično naselje - Pivka Jama. | 54€/noc  | Dystans - 218 km | 



29.07.2020
Postojna Jaskinia - Predjamski Zamek
Rano zbieramy manatki i ruszamy do Postojnej. Jaskinia jest jedną z najpiękniejszych w Europie. Cechują ją duża różnorodność form krasowych wyeksponowanych w najciekawszy możliwy dla zwiedzających sposób. Turyści przemieszczają się najpierw wagonikiem, później podążają za przewodnikiem systemem korytarzy, które urozmaicają mosty, kładki oraz większe i mniejsze komnaty z ciekawie uformowanymi stalaktytami, stalagmitami i stalagnatami. Zwiedzanie trwa ok. 1,5 h, więc zalecamy zabranie wierzchniej odzieży z dłuższym rękawem. Temperatura w jaskini nie przekracza 10 stopni.
Atrakcją jaskini jest odmieniec jaskiniowy. Jest to płaz, który z racji warunków, w jakich żyje jest ślepy (nie ma wykształconych oczu), potrafi przeżyć bez jedzenia nawet 10 lat i pozostawać w bezruchu nawet kilka lat. Ma bardzo dobrze rozwinięty węch i pozostałe zmysły. Udało nam się go dostrzec w akwarium!
Warto, będąc w okolicy, zajrzeć do Predjamskiego Zamku – największego zamku jaskiniowego na świecie. Nie jest łatwe zaparkować tam z przyczepą, ale jakimś cudem nam się udaje. Budynek wkomponowany w skałę robi wrażenie już z zewnątrz. Wzniesiony jest na 123 metrowym klifie. Wejście do zamku jest odpłatne. Przy wejściu dostajemy audioprzewodniki, które oprowadzają nas po wszystkich jego zakamarkach. Ze względu na swoje położenie zamek nie był dobrym lokum do mieszkania, głównie z uwagi na panujący tam stale chłód i wilgoć. Jednak stanowił fortecę nie do zdobycia, a fakt, że pod nim znajduje się jaskinia i tajne korytarze, którymi, mimo oblężenia, można wyjść na zewnątrz, było niezaprzeczalnym atutem. Erazm, właściciel zamku, to według legendy baron-rabuś, który kradł bogatym i rozdawał biednym. Legenda nie kończy się ciekawie: podczas oblężenia Erazm został zdradzony przez swojego służącego, który ujawnił, gdzie znajduje się toaleta jego pana. Tak więc baron został zabity kulą armatnią w czasie robienia …. toalety. „Słynne” pomieszczenie jest udostępnione zwiedzającym ? (widocznie zostało zrekonstruowane).
Nocleg znajdujemy na uroczym kempingu w Vrhpolje.

Nocleg - Kamp Vrhpolje. | 48€/noc  | Dystans - 55 km | Zwiedzanie jaskini + zamek - 96€/ 4 osoby |



30.07.2020
Grad Haasberg – znikające Jezioro Cerniknickie – Zamek Sneżnik
Upał nie do zniesienia. A co jest najlepsze na upał w czasie zwiedzania? No, albo jaskinie, albo basen (lub inny zbiornik wodny), albo podróż w klimatyzowanym samochodzie. Wybieramy to ostatnie. Stwierdziliśmy, że najlepsza opcja to przemieszczać się z punktu do punktu bez konieczności robienia długich spacerów.
Wsiadamy w samochód i jedziemy na „objazdówkę”. Pierwszym naszym przystankiem był Grad Haasberg. Ruiny, zarośnięte roślinnością, zapewne okazały budynek w czasach swojej świetności. Trudno znaleźć na jego temat jakiekolwiek informacje. Podobno był jednym z najpiękniejszych pałaców Słowenii. Właścicielem był baron Cobenlih, powstał w 1716r. Popadał w ruinę od II wojny światowej, kiedy to zginęło (spłonęło?) wyposażenie wnętrz i archiwum rodziny, która w nim mieszkała.
Kolejny przystanek to fenomen natury – Jezioro Cerknickie. Pojawia się jesienią i jest aż do wiosny, i czasem latem, po obfitych opadach. Kiedy jest pełne, jest największym jeziorem w Słowenii i zajmuje powierzchnię około 27,3 km2. Zjawisko intrygowało miejscowych przez wieki, inspirując powstawanie legend. Jego fenomen został wyjaśniony „dopiero” XVII w. Jego „znikanie” spowodowane jest kanałami krasowymi, które mają swoją przepustowość, więc w zależności od sytuacji meteorologicznej, jego objętość zmniejsza się lub powiększa. My trafiliśmy na dosyć wysoki poziom wód. Oprócz dużej ilości komarów i innych owadów nie spotkaliśmy tam nikogo ?
Dalej pojechaliśmy do wsi Otok, która z uwagi na „ruchome” wody jeziora jest okresowo odcięta od pobliskiego miasteczka.
Na koniec naszego wycieczkowego dnia dotarliśmy do Zamku Sneżnik. Niestety trafiliśmy tuż po jego zamknięciu. Ale miło było pospacerować chwilę wokół niego i nacieszyć oko. Jego nazwa przypadkowo pokrywa się ze słowem „śnieg”,  w rzeczywistości pochodzi od nazwa rodu Schnebergów, do którego początkowo należał.
Popołudniem docieramy na kemping, gdzie nie robimy nic innego tylko leżymy w cieniu przyczepy.

Jezioro Cerknickie.

Nocleg - Kamp Vrhpolje. | 48€/noc  | Dystans - 150 km |



31.07.2020
Kościół świętej Trójcy - Piran
Słowenia, jak wiadomo, ma mały dostęp do morza. Zdarzyło nam się jechać tym kawałkiem, przejeżdżając do Chorwacji. Tym razem postanowiliśmy zobaczyć, co ma do zaoferowania i spróbować zostać choć na jeden nocleg. Obawialiśmy się tłumów i się nie pomyliliśmy.
Jednak, przed dotarciem nad samo wybrzeże, postawiliśmy zahaczyć o jeszcze jedno miejsce. Kościół Świętej Trójcy w pobliżu miasta Koper. Cerkiewka jest malutka, otoczona murami obronnymi, ale w środku znajdują się freski, datowane na 1490r, wśród nich – najciekawszy – Danse macabre. Na czele korowodu idzie śmierć, która prowadzi kolejno ludzi ze wszystkich średniowiecznych stanów społecznych: dziecko, kulawego żebraka, młodzieńca, kupca, który wręcza jej sakiewkę, lekarza, mnicha, biskupa, kardynała w czerwonym kapeluszu, królową, króla i papieża. To przenośnia obrazująca to, że wszyscy, niezależnie od zasług, skończą swój żywot w grobie. Cykl fresków jest najstarszym zachowanym na terenie Słowenii. Do Kościoła opłaca się wstęp, po czym pilnujący go pan puszcza z głośników opowieść o tym, co przedstawiają freski. Danse macabre to tylko jeden z nich, pozostałe też obrazują w ciekawy sposób biblijne historie.
Z dużym optymizmem skierowaliśmy się na kemping Lucija położony nad samym morzem. Niestety, był pełny. Dotarliśmy więc na kemping Belvedere, gdzie zajęliśmy chyba jedną z ostatnich parceli, jeśli nie ostatnią. Dużym mankamentem tego miejsca jest dostęp do plaży, na którą schodzi się stromą ścieżką po ścianie klifu. O ile w dół było wygodnie, o tyle w górę, po odpoczynku na plaży, 20-minutowa wspinaczka była nie lada wyzwaniem. Ale nie o plażę w tej podróży przecież chodzi. Po krótkim odpoczynku na rzeczonej plaży postanawiamy jeszcze pospacerować po Piranie. W dzień, przy tych upałach, byłoby trudno. Popołudnie jest bardziej optymalne.
Dzień kończymy włócząc się po uroczych wąskich uliczkach Piranu. Miasteczko od morza odgradza marina z dużą ilością różnego rodzaju łodzi. Bezpośrednio z mariną graniczy ogromny Plac Tartiniego (kompozytora), główny plac miasteczka, który jest otoczony zewsząd kamieniczkami. Podobno powstał dopiero pod koniec XIX w., kiedy zasypano wewnętrzny basen portowy. Warto poświęcić trochę czasu, aby wspiąć się do Kościoła Świętego Jerzego, głównie z uwagi na widoki, które się stamtąd rozciągają na miasteczko, by w końcu leniwie przespacerować się wąskimi uliczkami starego miasta. Na najbardziej wysuniętej części półwyspu znajduje się latarnia morska. Piran jest z obu stron otoczony przez solniska. Sól stanowi też główny składnik usług wellnes w Piranie.

Piran.

Nocleg - Camp Belvedere. | 68€/noc  | Dystans - 115 km |



1.08.2020 – 7.08.2020
Zasłużony odpoczynek w Chorwacji

Nocleg - Camping Zelena Laguna. | 71€/noc  | Dystans - 54 km |



4.08.2020
Porec
Żeby nie ugrzęznąć tak bardzo w lenistwie, mobilizujemy się i ruszamy na rowerową wyprawę do Poreca, uroczego miasteczka znajdującego się na Istrii. Stare miasto jest naprawdę urokliwe. Warto zobaczyć chociażby dom romański z XIIIw., Świątynię Neptuna czy Bazylikę Eufrazjusza i zrobić sobie zdjęcie przy fontannie z posągiem „kąpiącego się” z cyklu „Lato” artysty Tomislava Ostoji.


Powrót Chorwacja- Czechy.

Nocleg - Kemp Merkur. | 600kc/noc  | Dystans - 693 km |


Powrót Czechy - Polska

| Dystans - 299 km |


Mocno ogólny zarys trasy:

 

 



Stronki z których czerpaliśmy najwięcej:
www.balkanyrudej.pl
www.visitslovenia.pl
www.slovenia.info

Odsłony: 303