Bośnia i Hercegowina 2018
W tym roku celem naszej podróży jest Bośnia i Hercegowina. Z wcześniejszych przygotowań wynika, że kraj ma słabe zaplecze kempingowe i generalnie nie jest jeszcze popularnym kierunkiem turystycznym (oprócz paru punktów, twz. „top10”). Sami przed wyjazdem mieliśmy obawy dotyczące nastrojów panujących w BiHu, infrastruktury drogowej i noclegowej. Niemniej jednak, te informacje o atrakcjach turystycznych, które znaleźliśmy w internecie i o których przeczytaliśmy w przewodniku, zachęcają nas do wyjazdu.
Sarajewo.
Na miejscu przekonujemy się, że życie w BiHu toczy się swoim rytmem. Ludzie są przyjaźni, czasem zaskoczeni, że widzą turystę, szczególnie z przyczepą. Pozdrawiają machaniem ręki, pomagają.
W Sarajewie, gdyby nie miejsca pamięci i podziurawione elewacje, rzeczywistość nie odbiega od tej w Warszawie. Wszyscy się spieszą do pracy lub z pracy do domu, widać, kto pracuje w biurze, a kto nie. Samochodów dobrych marek mnóstwo. Powstają nowoczesne wieżowce, niektóre budynki są odbudowywane. Jedynie tramwaje i autobusy jak z innej epoki. No i czasem straszą puste dziury po oknach w opuszczonych blokach lub domach.
Ale największym dla nas zaskoczeniem w Bośni i Hercegowinie jest niesamowita mieszanka współistniejących ze sobą, kultur i religii. Nierzadkim widokiem są, na przykład, idące ulicą i rozmawiające ze sobą kobiety. Jedna ubrana w hadżib a druga w spodenki i bluzkę na ramiączkach. I tak wszędzie: w parkach, na skwerach i w sklepach. Wieże minaretów w krajobrazie miast wymieszane z wieżami kościołów i cerkiew. Dla nas to pozytywny obrazek, bo się okazuje, że można… Choć z czasem dowiadujemy się, że nie jest tak kolorowo, jak wygląda…
Polecamy stronę NaszeBalkany.pl i dziękujemy Autorom za możliwość czerpania z niej inspiracji na kolejne etapy naszej podróży :)
19 lipca
Z duszą na ramieniu, bo do przyczepy mało zapakowane, ewentualnym wstrzymaniem rozpoczęcia wakacji do kolejnego dnia, rozpoczęliśmy po pracy intensywne przygotowania do wyjazdu. Trzy godziny później, około 18tej udało nam się wyjechać z domu. Znów pognało nas w siną dal… :) Cztery godziny później zatrzymaliśmy się, na znanym już nam, kempingu na Słowacji. Poczuliśmy lekki powiew urlopu…
Nocleg: Camping Slnečné Skaly Cena: 22 Euro/noc | Przejechane: 204 km
20 lipca
Rankiem mżyło, co nie przeszkodziło dzieciom karmić kozy. W końcu takie spotkania nie zdarzają się codziennie :). Leniwie się spakowaliśmy i ruszyliśmy dalej. Tym razem naszym celem był kemping na Węgrzech. Dojechaliśmy nad niewielkie jeziorko, gdzie mogliśmy podziwiać zachód słońca siedząc przed przyczepką.
Nocleg: Park Strand Kemping és Hostel Cena: 10.060 Ft/noc | Przejechane: 276 km
21 lipca
Dziś postanowiliśmy dojechać już do kraju-celu naszych wakacji. Pod wieczór wjechaliśmy do Bośni i Hercegowiny. Nasz, wcześniej upatrzony kemping, okazał się… knajpą nad jeziorem Hazna. Wprawdzie widać było ślady „architektury” kempingowej (latryny, stoły piknikowe, zlewy), ale wszystko niestety było w złym stanie. Dodatkowo teren między drzewami był tak mały, że gdyby nasz zestaw był 10 cm dłuższy, nie dalibyśmy rady między nie wjechać. Dopingowali nas liczni (uchachani niecodziennym widokiem) wędkarze. Za to zapłaciliśmy za nocleg najtaniej w czasie tych wakacji :) No i w końcu była to naprawdę ciepła noc. Po początkowych niepokojach, poczuliśmy spokój i (niewielki jeszcze) klimat BiHu. Ponoć przed wojną było to bardzo popularne miejsce wypoczynku.
Nocleg: Jezioro Hazna przy restauracji: 44°52'39.0"N 18°24'50.0"E Cena: 5 Euro/noc | Przejechane: 340 km
22 lipca
Maglaj
Dojechaliśmy na kemping w Ontario nad jeziorem Bistarac. Tym razem trafiliśmy lepiej – prysznic był, toalety i … tłum ludzi korzystających z ciepłego dnia i fajnego miejsca piknikowego. Tutaj po raz pierwszy, ale nie ostatni przekonaliśmy się, że w tym kraju sporo jest miejsc, gdzie ludzie spędzają tłumnie wolny czas. Nie tracąc czasu, unikając spędzenia czasu wśród tłumów, postanowiliśmy zrobić pierwsze zwiedzanie. Pojechaliśmy w kierunku Maglaj’a. Gdy zatrzymaliśmy się w knajpie na posiłek, ujrzeliśmy ciemną chmurę zmierzającą w naszym kierunku. Chwila wahania, ale pojechaliśmy dalej, no i za chwilę się zaczęło: ulice jak potoki a z nieba spadały piłeczki pingpongowe. Udało nam się ustawić samochód z wiatrem i osłonić przednią szybę. Z adrenaliną we krwi i pewnie sporą ilością koryzolu :), już w lekkim deszczu kontynuowaliśmy jazdę. Starówka miasteczka Maglaj ulokowana jest nad rzeką, zabudowania pną się stromo w górę wzgórza. Uwagę przyciąga meczet Jasuf Pashy. Nie mogliśmy się powstrzymać i wspięliśmy się samochodem stromymi uliczkami w górę. Z Maglaj’a pojechaliśmy do Tesanj. GPS poprowadził nas przez wzgórza, po raz pierwszy, ale nie ostatni, mieliśmy okazję to wznosić się na wzgórza, to wjeżdżać w doliny. Tesanj to małe miasteczko, z małą starówką. Zostawiliśmy samochód na parkingu na dole i poszliśmy spacerować jej uliczkami. Pełno tu domów o charakterystycznej zabudowie: podcienia, nad którymi wiszą pierwsze piętra. Dotarliśmy do fortecy, która już niestety była zamknięta. Zadowoleni wróciliśmy na kemping. Niestety po powrocie zastaliśmy policję i płetwonurków, ktoś utonął w czasie naszej nieobecności…
Nocleg: Camping Ontario 44°32'02.0"N 18°33'02.0"E Cena: 30 KM/noc | Przejechane: 235 km
23 lipca
Atmosfera na kempingu nie sprzyjała wypoczynkowi, postanowiliśmy zatem przemieścić się do stolicy Bośni i Hercegowiny. Dla nas przejazd z Lukavac do Sarajewa to była prawdziwa przyjemność. Widoki cieszyły oczy. Polecamy także pizzerię „Nisici” na jednej z przełęczy. Wąskie menu, ale smaki przednie, a wystrój wnętrza przenosi w czasie przynajmniej o sto lat wstecz. Pięknie. Po południu dotarliśmy na kemping Oaza w Ilidży. Aby nie tracić czasu postanowiliśmy zobaczyć Rimski Most, który był 700 m od nas. Zwiedziliśmy też okoliczne uliczki miasteczka. W ten sposób najlepiej poczuć klimat miejsca. Temperatury panowały iście skandynawskie (ceny na kempingu też) i pół nocy padało.
Rimski Most
Nocleg: Camping Oaza Cena: 10 Euro/noc | Przejechane: 121 km
24 lipca
Dziś Sarajewo. By lepiej wczuć się w klimat miasta, postanowiliśmy do starówki przejechać się tramwajem. Trochę to trwało, ale mieliśmy możliwość zacząć „zwiedzać” patrząc przez okna. Z powagą i zadumą spoglądaliśmy na podziurawione kulami i moździerzami elewacje domów wymieszane z odbudowanymi lub nowoczesnymi budynkami. Myliby się jednak ten, kto myśli, że to miasto biedne, przygaszone i zapatrzone w swoją historię. Ku naszemu zaskoczeniu tętniło życiem, ludzie pełni wigoru, z podniesionymi głowami, uśmiechnięci i pomocni, pozdrawiający nieznajomych. Zwiedzanie zaczynamy od zabytkowego Browaru. Niestety nie udaje nam się wejść do środka. Żeby jednak zaspokoić swoją ciekawość, wchodzimy do restauracji Browarnej. Niestety podejście obsługi, która postanowiła nas nie obsługiwać, skutecznie nas zniechęciło. Udajemy się w stronę Starówki. Urzekła nas, na ledwie paruset metrach kwadratowych mieści się mnóstwo rzeczy wartych zobaczenia. Warto zwrócić uwagę na mały domek – Przekorny dom po przeciwnej stronie rzeki niż obecny Ratusz, który był dwukrotnie przenoszony kamień po kamieniu, ponieważ właściciel nie chciał się z niego wyprowadzić. Respekt budzi sam budynek Ratusza, który powstał na fundamentach zbombardowanej Biblioteki Narodowej. Kramy na ulicach dodają temu miejscu klimatu i specyficznego kolorytu. Warto posilić się w jednej z lokalnych knajpek i zamówić prawdziwą bośniacką kawę, podaną w cynowym tygielku. Po obiedzie i po fotce ze słynną studzienką Sebilj, poszliśmy zobaczyć miejsce, z którego został zastrzelony Ferdynand II, następnie do meczetu Gazi Husrev-bega. Potem powoli snujemy się ulicą Ferhadija, mijamy „Wieczny ogień” i przemieszczamy się w kierunku Pomnika Dzieci Sarajewa – poświęconemu dzieciom poległym w czasie oblężenia miasta (1992-95). Najtrudniej Dzieciom (naszym), wychowanym w atmosferze bezpieczeństwa, wytłumaczyć, dlaczego on powstał i co oznaczają nazwiska wydrukowane na tablicach w kształcie walców, ustawionych obok niego. Docieramy do „Alei Snajperów”. Nie jest trudno wyobrazić sobie, jak zachowywali się ludzie, którzy mogli liczyć na to, że ich akurat kula ominie. Jak się czuli – nie sposób sobie wyobrazić. W tym mieście, z resztą podobnie jak w naszej stolicy, historia jest niemal namacalna. Z nowymi obrazami pod powiekami, z kolejną dawką historii, wracamy na kemping.
Nocleg: Camping Oaza Cena: 10 Euro/noc | Tramwaj: kemping-centrum
25 lipca
Dzisiaj Skakavac – najwyższy wodospad w Bośni i Hercegovinie. Odrobinę trzeba się napracować, aby się do niego dostać. Mamy samochód z napędem na 4 koła, więc bez obaw dostajemy się do parkingu koło Gospody u Dragona. Droga tam prowadząca, właściwie od głównej ulicy Sarajewa jest kręta, miejscami bardzo wąska i stroma, potem szutrowa. Widoki są piękne. Jadąc zastanawiamy się, w jaki sposób osoby, które mieszkają na zboczach, docierają do swoich domów zimą, kiedy jest śnieg i mróz. Pewnie mają swoje sposoby… Za gospodą droga się rozwidla na trzy. Na rozwidleniu stoi mapa z oznaczeniem ścieżek. Wybieramy tę po lewej stronie, która idzie w dół. Po około 45 min. marszu docieramy pod wodospad. Możemy go podziwiać z dołu w całej jego okazałości – po deszczach, które nieustannie przechodzą nad tym rejonem BiHu, jest to okazałe 98 m pionowej wody. Po paru fotkach przechodzimy przez mostek, posilamy się na ławeczce i kierujemy się krętą i stromą ścieżką do góry, by obejrzeć wodospad z górnego punktu widokowego. Od tego momentu, mimo, iż ścieżka jest wygodna, to dosyć wąska, a z powodu dosyć stromego podejścia, polecamy pełne obuwie. Po około pół godzinie marszu docieramy na miejsce. Potem ścieżka zmienia się w szeroką szutrówkę. Jest tu polana z zadaszonymi miejscami piknikowymi.
Wodospad Skakavac
Idziemy dalej. Po kilkunastu minutach, docieramy do miejsca, w którym stoi parę samochodów, niekoniecznie z napędem na cztery koła, to znak, że do odważnych świat należy i można znacznie skrócić sobie wędrówkę – samochody dojechały tu środkową z trzech ścieżek widocznych na, wcześniej opisywanym, rozwidleniu. Aczkolwiek nie polecamy… Po przejściu całej trasy zdecydowanie polecamy naszą opcję wyprawy.
Zgodnie z przeczytanymi wcześniej w internecie informacjami, w Gospodzie u Dragona można się posilić – w menu jest tylko jedno danie – kiełbaski z różnymi rodzajami sera, regionalnymi bułeczkami i sałatką z pomidorów. Niezwykle smakuje po wysiłku. Po obiedzie żegnamy się z tym miejscem, by przemieścić się na drugą stronę miasta, na wzgórze Trebević, gdzie znajduje się olimpijski tor bobslejowy. Niesamowite jest to, że mijając ludzi na ulicach, można ocenić, czy byli oni naocznymi świadkami działań wojennych – wojna przecież była tak niedawno. I tor, którego długość mogliśmy w całości przejść na nogach, był wybudowany, zanim się rozpoczęła. Doszliśmy do ruin zabudowań, pewnie gospodarczych, znajdujących się na samym jego dole. Obecnie miejsce kultowe, całe w graffiti, i jeśli się dokładnie przyjrzeć, opowiadających dokładnie historię tego miejsca. Nie mogliśmy się powstrzymać i po przybyciu na kemping obejrzeliśmy olimpijski zjazd bobslejowy z 1984r.
Tor bobslejowo-saneczkarski w Sarajewie
Do początku toru można dotrzeć też nową kolejką gondolową, która została wybudowana na miejscu starej, zniszczonej w czasie wojny. Prawdopodobnie czynna jest od maja tego roku.
Nocleg: Camping Oaza Cena: 10 Euro/noc | Przejechane: 61 km
26 lipca
Prosimy właściciela kempingu o możliwość pozostania pozostania dodatkowej godziny na kempingu niż jest przewidziana w tzw. dobie hotelowej i jedziemy zobaczyć Jahorinę, miejsce pierwszego rodzinnego, zagranicznego wyjazdu narciarskiego. Wówczas duży ośrodek i… taki pozostał. Niektóre stare hotele odnowione, niektóre w ruinie – straszą, ale sporo nowych się wybudowało lub buduje. Ludzi jak na lekarstwo, ale zimowa mapa ośrodka pokazuje, że jest tu gdzie pojeździć na dwóch deskach (lub jednej). Na koniec zdjęcie przy pięciu kołach olimpijskich i ruszamy w kierunku Mostaru. Po drodze zatrzymujemy się w Konjic, by zobaczyć Stary Most, ale zbliżająca się burza uniemożliwiła nam dłuższe zwiedzanie. Polecamy przejazd drogą E73. Perełka krajobrazowa, przełom rzeki Neretwy i otaczające ją góry, które wznoszą się na ponad tysiąc metrów. Brakuje tylko miejsc postojowych, z których można by zrobić pamiątkowe zdjęcia. Po kilkudziesięciu kilometrach góry stają się znacznie niższe i rozleglejsze a doliny szersze. Dojeżdżamy do Mostaru. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że jest tak duży. Naszym celem jest jednak kempingu w Blagaju. Właściciele witają nas darmowym piwem i talerzem owoców.
Nocleg: AutoCamp Blagaj Cena: 10 Euro/noc | Przejechane: 78 km + 129 km
27 lipca
Mostar
Mostar. Podobno dalej podzielony między katolickich Chorwatów i muzułmańskich Bośniaków – podzielony rzeką: inne szkoły, inne urzędy, inne punkty usługowe. Szkoda. Ale i tak piękny. Przechodzimy uliczką Mala Tepa, mijamy meczet i słynną fontannę i po paruset metrach dochodzimy do Starego Mostu – zniszczonego pod wpływem ostrzałów z czołgów i potem mozolnie, z zachowaniem wszystkich szczegółów odbudowany, w znacznej części, ze starych materiałów. Naprawdę śliski, gdyby nie kamienne progi, nie byłoby łatwo się po nim poruszać. Jesteśmy ciekawi, czy jest tam jakiś śmiałek, co chce skoczyć z mostu do rzeki. Tłum faluje, gdy skoczek udaje rozgrzewkę – zwiększa się, gdy siada i czeka, rozczarowani tłumnie zgromadzeni turyści przechodzą dalej i tak w kółko. Ci, co dali pieniądze jako pierwsi, na pewno nie doczekali się na skok. Nie wiemy, jaką sumę musi uzbierać, by skoczyć. Schodzimy pod most. Partner skoczka zbiera wśród turystów pieniądze, ludzie dopingują go oklaskami. Niestety, to znów tylko przedstawienie. Wtem, znikąd pojawia się inny skoczek, w piance i po prostu skacze. Przywitany na powierzchni gromkimi brawami. Jest upalnie i duszno, nad Mostar nadciągają burzowe chmury. Nawałnica rozpętuje się nagle. Chowamy się do nadrzecznej knajpki, która reklamuje się regionalnym jedzeniem i widokiem na most. Niebo grzmi i błyska, krople deszczu tworzą bajkową zasłonę, most chowa się w deszczowej scenerii. Po deszczu zrobiło się chłodno, chłodniej niż przypuszczaliśmy. Kierujemy się już w stronę samochodu, ale po drodze zaglądamy jeszcze do Biscevica Kuca - oryginalnego domu osmańskiego z XVII w. Znów można poczuć się jak bajce.
Nocleg: AutoCamp Blagaj Cena: 10 Euro/noc | Przejechane: 25 km
28 lipca
Wodospady Kravica – rozreklamowane i polecane przez wszystkich. Początkowo mieliśmy się przemieścić z przyczepą, ale potem uznaliśmy, że samochodem będzie prościej. Na parkingu masę samochodów, wstęp płatny, paręset metrów w dół i oczom naszym ukazuje się raj z… tłumem ludzi :) Choć nie takim, jak się spodziewaliśmy. Wciąż nie do uwierzenia, ale można się pod nimi kąpać i właściwie większość, która tu dociera, korzysta z tej opcji. Paweł pływa, reszta moczy nogi. Wypijamy piwo w barze pod wodospadem, robimy pamiątkowe zdjęcia i zbieramy się w drogę powrotną.
Wodospady Kravica
Będąc w tym miejscu polecamy udać się jeszcze do Pocitelj. Średniowieczne miasteczko, z kaskadowym ułożeniem domostw, ruinami zamku i twierdzy, z częściowo zachowanymi murami obronnymi. Miasteczko posiada dwa wejścia, jedno na dole, przez bramę, drugie na górze. I przy jednym, i drugim można zaparkować samochód. Opcja zależy od preferencji zwiedzających – albo tych, którzy wracając lubią schodzić, albo tych, którzy wracając lubią wchodzić :). Innej opcji nie ma. Niektóre z domów wciąż zamieszkałe. Urokliwe uliczki skryte są w cieniu drzewek owocowych, m.in. granatu. W miasteczku można zwiedzić meczet (wstęp płatny), ruiny zamku i ruiny twierdzy. Miasteczko było niegdyś enklawą artystów, w jednym z domów wciąż można kupić obrazy. A z twierdzy sfotografować panoramę miasteczka i okolic.
Pocitelj
Po przyjeździe na kemping decydujemy się jeszcze na zobaczenie wywierzyska Buny i klasztoru derwiszów. Tym razem w opcji wycieczki rowerowej. Dojechanie tam pod wieczór to dobry wybór. Jest mniej ludzi, mimo, że to sobota. Klasztor i wywierzysko wyglądają dokładnie jak na zdjęciach. Dziewczynki z Pawłem decydują się na wpłynięcie do groty, z której wypływa Buna, później idziemy zwiedzać klasztor. Wstęp płatny. Przy wejściu kobiety muszą zakryć kolana, ramiona i głowę – Pani rozdaje chusty.
Nocleg: AutoCamp Blagaj Cena: 10 Euro/noc | Przejechane: 88 km
29 lipca
Nie możemy nie skorzystać z pływania kajakiem, skoro kemping ma je na stanie. Pozytywnie zaskoczyło nas to, że temperatura wody (ok. 10 st. Celcjusza) miło schładza powietrze mimo panujących ponad trzydziestostopniowych upałów. Z pewnym żalem żegnamy to miejsce i jedziemy w kierunku Adriatyku.
Kolejne zaskoczenie, tym razem niemiłe, czeka nas na granicy bośniacko-chorwackiej. Między granicami tkwimy w kolejce ponad godzinę – temperatura w słońcu (cienia nie uświadczysz) sięga 48 stopni.
Po południu docieramy na mały kemping w Chorwacji z zamiarem spędzenia tam kolejnych pełnych czterech dni. Ale nuda!! :)
Nocleg: Camping Male Ciste HR Cena: 50 Euro/noc | Przejechane: 98 km
30 lipca
Rano kąpiel, opalanie, a na obiad i zakupy do Makarskiej. Uświadomiliśmy sobie, że mimo, iż nie jesteśmy pierwszy raz w Chorwacji, to do Makarskiej nigdy dotąd nie zawitaliśmy. Korzystamy więc z okazji i przechadzamy się uliczkami. Wygania nas upał.
Nocleg: Camping Male Ciste HR Cena: 50 Euro/noc | Przejechane: 49 km
31 lipca do 2 sierpnia
Totalne leniuchowanie, nurkowanie, zbieranie muszelek. Temperatury w dzień nie schodzą poniżej 35 stopni, w nocy - poniżej 27, co w przyczepie niestety skutkowało duchotą. Ale czego się nie robi dla pobytu nad Morzem Adriatyckim.
Nocleg: Camping Male Ciste HR Cena: 50 Euro/noc |
3 sierpnia
Wracamy do Bośni i Hercegowiny. Tym razem przed nami zwiedzanie jej zachodniej części. Znad Adriatyku w ląd wjeżdżamy tunelem Sw. Ilija, który znajduje się pod masywem Biokovo i ma 4248m długości. Naszym celem są Jajce. Jedziemy malowniczym płaskowyżem, z trochę księżycowym krajobrazem. Mamy wrażenie, że to zupełnie inna, niż do tej pory, Bośnia i Hercegowina. Bardziej chorwacka?
Wodospad Plivski - Jajce
Nocleg: Auto camp “Plivsko jezero” Cena: 25 Euro/noc | Przejechane: 212 km
4 sierpnia
W końcu poważnie uruchamiamy rowery. Do centrum jest blisko, a droga wydaje się być mało uciążliwa. Tym bardziej, że jest opcja jechania inną, niż główna, drogą. Pierwszy przystanek to Kąpielisko Brana-Jajce. Zatrzymujemy się przy kładkach malowniczo zbudowanych przy samym zwężeniu Jeziora Plivsko. Ciągną się między drzewami, nad wieloma kaskadami różnej wielkości. Nieco dalej zbudowano tamę, która tworzy spore zalewisko, nad którym powoli gromadzą się ludzie. Pogoda sprzyja. Kawałek dalej mijamy Slapovi Restaurant. Już wiemy, gdzie później zjemy obiad J. Dojeżdżamy do Starówki Jajec. Jej położenie sprawia, że dalej pozostaje nam poruszać się pieszo. Najpierw docieramy do Kościoła Św. Marii, który przed tym, jak spłonął w 1832r. został przemianowany na meczet. Zaraz obok ruin kościoła znajdują się Katakumby. Przechodzący obok pan (chyba przewodnik) zachęca, by je obejrzeć. Postanawiamy skorzystać z jego propozycji. Jest to podziemny kościół i miejsce spoczynku rodziny książęcej Hrvatinic. Stamtąd docieramy do Twierdzy, znajdującej się w najwyższym punkcie Starówki. Idąc dalej brukowanymi uliczkami, mijamy domy (a raczej domki), które wciąż są zamieszkałe. Dziwimy się, kiedy widzimy samochód, bo nie wyobrażamy sobie tu wjechać. Schodzimy obok meczetu Esama Sułtana Mosque. Wodospad zostawiliśmy sobie na sam koniec. Tu już są tłumy. Z podziwem patrzymy na Panie odziane w hadżiby w tym upale, kroczące obok Panów w koszulkach z krótkimi rękawkami. Zadziwiające, że zawsze, za tymi - w pełni ubranymi w tak ciepły dzień - paniami, ciągnie się świeży zapach.
Wodospad, który jest miejscem połączenia rzek: Plivy i Vrbasu, ma 23 m. wysokości. Był wyższy, ale jego próg został obniżony w wyniku działań wojennych. Robi imponujące wrażenie. Najlepiej widać go z miejsca, które opiszemy dalej. Wracamy głodni, późnym popołudniem, ale po drodze czeka nas nagroda pod postacią jedzenia w malowniczych okolicznościach przyrody (w towarzystwie kolejnej kaskady) w Restauracji Slapovi.
Chce nam się jeszcze? Chce. Jedziemy zobaczyć duże jezioro i jego zaplecze wodne. Ma swój urok i lata użytkowania bez większych remontów. Miejscowym to wystarcza, by fajnie spędzić czas… J. Po drodze mijamy urokliwe Mlincici – kompleks młynów zbudowanych między dużym i małym jeziorem.
Dzień wykorzystany w 100%
Na stronie www.agencija-jajce.ba , która jest przetłumaczona również na język polski, znajduje się do pobrania w formacie pdf przewodnik po Jajcach – niestety nie jest dostępny w naszym języku, ale zawiera mapkę miejsc wartych obejrzenia i ich opis.
Nocleg: Auto camp “Plivsko jezero” Cena: 25 Euro/noc | Przejechane: rowerami :)
5 sierpnia
Już chyba trochę zmęczeni ilością odwiedzonych miejsc zbieramy się dosyć późno na zaplanowaną objazdówkę.
Ponieważ obozujemy nad Jeziorem Plivskim, najpierw udajemy się w górę rzeki Plivy. Droga na mapie zaznaczona jest jako krajobrazowa, ale po obejrzeniu już sporego kawałka Bośni i Hercegoviny, krajobraz uznajemy za przeciętny, choć nie możemy odebrać mu uroku. Dojeżdżamy do końca drogi, gdzie znajduje się jakieś urokliwe miejsce z bungalowami dla tych, co chcą wypocząć na odludziu. Za mostkiem, drogowskaz wskazuje drogę do źródła Plivy – 300 m, tak naprawdę jest przynajmniej dwa razy tyle. Rzeka całą swoją szerokością wypływa wprost spod skał.
Będąc pod wodospadem w Jajcach widzieliśmy nad nim, po prawej stronie, ludzi, którzy patrzyli na nas (czyli wodospad i miasto )z wysokości drogi, która biegnie powyżej niego. Postanowiliśmy skorzystać z okazji i dotrzeć do tego miejsca. Okazało się, że jest to punkt widokowy – budka zbudowana przy ścieżce poniżej drogi z Jajec do Banja Luki. Należy się zatrzymać na pierwszym możliwym miejscu postojowym, który jest po lewej stronie drogi i zejść, początkowo wąską, później wygodną, dość szeroką ścieżką, która prowadzi do miejsca, z którego rozpościera się naprawdę spektakularny widok na starówkę i, znajdujący się pod nią, wodospad.
Kolejnym celem naszej podróży jest punkt widokowy w kanionie rzeki Vrbas. Stwierdziliśmy, że musimy zobaczyć miejsce, gdzie rzeka tworzy malownicze zakole, które całej rodzinie skojarzyło się z zakolem, jakie dopływ Jeziora Szkoderskiego tworzy w Czarnogórze. Miejsce do zaparkowania jest nieduże, ale rotacja aut jest spora. Szkoda, że miejsc widokowych nie ma zaplanowanych więcej, bo jadąc kanionem Vrbasu jest co podziwiać. Już parę kilometrów od Jajec, brzegi kanionu wspinają się stromo w górę na kilkaset metrów. Zdjęcia zrobione z samochodu zupełnie nie oddają rzeczywistości.
Rzeka Vrbas okolice Dabrac
Dalej trasa wiedzie do Krupy na Vrbasu. Z głównej drogi należy skręcić w lewo i po paruset metrach znów skręcić w lewo. Droga jest dobrze oznakowana. Samochód warto zostawić przy drodze przed ponownym skrętem w lewo. Przy wodospadach znajduje się mały parking, ale w sezonie trudno na nim o miejsce. Trafiliśmy na sesję zdjęciową młodej pary, co dodawało miejscu uroku. W młynie przy wejściu na mostek można się zaopatrzyć w domowe bułeczki z kajmakiem, a w jednym z młynów znajdujących się powyżej, można na własne oczy zobaczyć, jak się robi mąkę.
Kolejny punkt na trasie to Travnik. Wybieramy drogę okrężną, żeby jeszcze pozwiedzać, przez Memici i Kneżewo. Do Travnika docieramy pod wieczór, ale ma to swój urok. Główna ulica jest zamknięta dla ruchu kołowego, ludzi co niemiara. Zwiedzanie zaczynamy do meczetu Hadżi Ali-Bega ze słonecznym zegarem. Podobno jedynym w Bośni i Hercegowinie. Powoli zmierzamy w kierunku Kolorowego Meczetu ulicą Bosanską. Po drodze mijamy Mauzolea osmańskie, meczet Lukacka dżamija, Muzeum Miejskie i docieramy do celu. Kolorowy Meczet (Sulejmanije) jest niestety cały w rusztowaniach. Wypijamy dobrą kawę w pobliskiej kawiarni, wracając oglądamy jeszcze dom, w którym urodził się Ivo Andric – Noblista. I wracamy. Na oglądanie twierdzy nie starcza nam już czasu. Może następnym razem.
Jechanie samochodem w BiHu nocą (nawet główną drogą) nie należy do przyjemności. Drogi słabo oświetlone, (dla nas) zbyt pewni siebie kierowcy, którzy próbują nas wymijać w tych niesprzyjających okolicznościach przyrody. Wiemy też, że jedna z przełęczy jest naprawdę wysoko – Komar 927 m. n.p.m. – widok z tej wysokości majaczy jak niekończąca się czeluść. Szkoda, że nie możemy tego zobaczyć w dzień, ale chyba nie da się zobaczyć wszystkiego.
Nocleg: Auto camp “Plivsko jezero” Cena: 25 Euro/noc | Przejechane: 270 km
6 sierpnia
Żegnamy Jajce i przemieszczamy się w kierunku Bihacia. Krajobrazy mijamy przeróżne, zróżnicowanie terenu w Bośni i Hercegowinie jest niesamowite. Od pagórków, zalesionych wzgórz i gór, po wapienne szczyty z łagodnymi i stromymi zboczami. Trudno oderwać wzrok. Drogi dopasowane do krajobrazu: czasem stromy podjazd, czasem zjazd. Po południu docieramy na kemping w Goubiciu.
Nocleg: Camping Una Kiro Rafting Cena: 26 Euro/noc | Przejechane: 148 km
7 sierpnia
Dziś Park Narodowy Una. Trochę się naszukaliśmy, czy da się podjechać samochodem pod Sztrbaczki Buk. Temperatury zabójcze i chcieliśmy wiedzieć, czy mamy się przygotować na pieszą wędrówkę. Jedne źródła wskazywały na to, że można, ale szkoda samochodu, drugie, że droga dość wygodna. Stwierdziliśmy, że jak tylko samochód pozwoli, to podjedziemy jak najbliżej. Z kempingu w Golubiciu udaliśmy się w stronę Bosanski Ptrovac, ale w Dubovsku odbiliśmy na prawo. Asfaltówka prowadziła właściwie do samego Oracza. Tam, po skręceniu, za drogowskazami, na lewo, przez most, zaczynała się „makadamka” (szutrówka). Dla nas dojazd faktycznie wygodny, czasem droga się zwężała, a ruch był na tyle duży, że trzeba było wycofywać do szerszego miejsca, ale spokojnie można przejechać każdym samochodem. Minusem jest niesamowita ilość kurzu, która pokrywa pojazdy. Po drodze należy opłacić wejście do parku (dla nas – 2 dorosłych plus 2 dzieci – 20KM). Dojeżdżamy do sporego parkingu. Stamtąd, do wodospadu, a właściwie drewnianej, wygodnej kładki, która daje możliwość podziwiania go z różnej perspektywy i w różnej odległości, jest już tylko parę kroków. Tłumów nie było, jak w zasadzie w każdym z odwiedzanych przez nas miejsc, no, może poza Mostarem i Sarajewem. Spokojnie można podziwiać spadającą wodę. Jest magicznie.
Park Narodowy Una
Kolejnym przystankiem na naszej trasie jest Kulen Vakuf. Mieliśmy zamiar wejść na twierdzę Ostrovicę, ale niestety, przy tych temperaturach, odpuściliśmy. Z naszej perspektywy to małe, senne miasteczko, które właściwie kończy się niewiele dalej niż rynek. Udaje nam się w przymostowej restauracji zjeść dobry posiłek.
Dalej nasza droga prowadzi do Martin Brodu, gdzie znajduje się kolejny z wodospadów Uny. Niestety tuż za miastem asfalt kończy się, znów „makadamka”, a asfalt wraca tuż przed dojazdem do wioski. Na pocieszenie dodamy, że wygląda na to, że droga jest remontowana, więc może coś w najbliższym czasie się zmieni J. Parking jest chyba bezpłatny (my nie płaciliśmy), choć w parterze ruin domu, w miejscu ze znakiem „P” siedział jakiś pan, może „parkingowy”. Za wejście pod … znów płacimy, ale dużo taniej (dla nas chyba 6KM) niż w Sztrbaczkim Buku. W kierunku wodospadu wiedzie ścieżka, ale pod samą siklawę prowadzi znów drewniana kładka. Wodę „czuć” już z pewnej odległości, miło schładza powietrze wokół siebie. I znów jest co podziwiać. Bajkową scenerię tworzą małe spady, zatoczki, w które wpływa rzeczna woda.
Postanawiamy zajrzeć na jedno z dostępnych piknikowych miejsc i chociaż schłodzić stopy. Trudno nam się potem zebrać w dalszą drogę. Na koniec dnia postanawiamy się wspiąć w gorę samochodem po, widocznej na mapie, drodze i jedziemy serpentynami na punkt widokowy na kanion rzeki Unac. Uwaga na spadające ze zboczy kamienie, jest ich pełno na drodze, co świadczy, że nie staczają się one rzadko, a niektóre są całkiem sporej wielkości.
Zmęczeni wycieczką, ale bardzo zadowoleni, wracamy na kemping.
Nocleg: Camping Una Kiro Rafting Cena: 26 Euro/noc | Przejechane: 127 km
8 sierpnia
Dziś rafting. Trasa z dziećmi - 14 km.
Nocleg: Camping Una Kiro Rafting Cena: 26 Euro/noc | Przejechane: pontonem :) Rafting: 27 Euro/osoba
9 sierpnia
Ostatni dzień zwiedzania Bośni i Hercegowiny tego lata. Naszym celem jest Zamek Ostrożak i Bihac. Dojazd wygodną szosą, która - po przekroczeniu Uny - pnie się serpentynami w górę. Zaparkować można pod samymi murami dużej twierdzy z bogatą historią. Po przejściu bramy wchodzimy na duży plac, który usłany jest licznymi rzeźbami. Po przejściu placu mijamy drugą bramę i dochodzimy do właściwego zamku, który miał właściciela jeszcze do czasów II wojny światowej. Zwiedza się go niecodziennie, trochę na własne ryzyko, bo pomieszczenia, do których jest dostęp, są w strasznym stanie i są niezabezpieczone. Czujemy się trochę jak intruzi, którzy weszli do czyjegoś domu bez zgody właściciela. Całość wygląda jak sceneria jakiegoś filmu przygodowo-historycznego. Z racji dużego zaniedbania i braku prac rekonstrukcyjnych czy remontowych rośliny powoli zaczynają mieć pełną władzę w części pomieszczeń. I tu ślady wojny są mocno widoczne…
Zamek Ostrożak
Bihacz to senne miasto. Tu czujemy się już trochę mniej bezpiecznie. Może to za sprawą kłótni rowerzysty z przechodniem, której byliśmy świadkiem… Idziemy zobaczyć rozlewiska Uny, jemy obiad i pobyt w mieście kończymy leniwym spacerem ulicami miasta w kierunku samochodu.
Nocleg: Camping Una Kiro Rafting Cena: 26 Euro/noc | Przejechane: 47 km
10 sierpnia
Dziś żegnamy się z Bośnią i Hercegowiną. Jedziemy w stronę Węgier. Przejścia graniczne, które mijamy, są nieco zatłoczone. Granicę z Chorwacją decydujemy się przekroczyć w Jasenovac. Po przekroczeniu granicy, w oddali widać duży pomnik, przypomina kielich lub kwiat tulipana. Dopiero po powrocie do domu, zaciekawieni, dowiadujemy się, że to widoczne z oddali miejsce, to obóz koncentracyjny z czasów II wojny światowej.
Znaleźć kamping na Węgrzech nie tak łatwo. Próbując uciec przed zbliżającą się burzą udaje nam się znaleźć całkiem przyjemne miejsce.
Nocleg: Vadása Camping és Faházak Cena: 21 Euro/noc | Przejechane: 405 km
11 sierpnia
Znów w podróży. Dzień jest piękny. Ostatnią noc chcemy spędzić tradycyjnie na kempingu słowackim w Blatnicy, ale niestety jest zamknięty. Z (prawie) łezką w oku spoglądamy na nasze miejsce wspomnień, robimy pamiątkową fotę i jedziemy na kamping pod Martinem. Góry, wieczór rześki. Ostatnie piwo na wakacjach…
Nocleg: Autocamping Turiec Cena: 25 Euro/noc | Przejechane: 430 km
12 sierpnia
Home. Sweet home.
Ogólny szkic naszej trasy -->
Przejechaliśmy w sumie 3546 km. |
|
Pozdrawiamy Marta i Paweł
Odsłony: 270