Serbia i Czarnogóra 2013
Tym razem – kierunek Czarnogóra. Aby zobaczyć więcej – przez Serbię. Kiedyś przejazdem byliśmy w Czarnogórze – zachwyciła nas wtedy Zatoka Kotorska i chcieliśmy tam wrócić. Troszkę obawialiśmy się przejazdu przez Serbię – z czasem okazało się, że zupełnie niepotrzebnie.
Pierwszego dnia dojechaliśmy do Esztergom – miasteczka położonego zaraz za granicą słowacko-węgierską, nad brzegiem Dunaju. Znaleźliśmy duży kemping, z domkami na wysokich słupach – fundamentach. Domyślamy się, że to dlatego, że jest to miejsce narażone nad podtopienia. Niemniej jednak wyglądało to troszkę komicznie. No i jak to na Węgrzech, mała dbałość o intymność (a z mojego punktu widzenia również o temperaturę w pomieszczeniu) – szczególnie pod prysznicami – gdzie nie uświadczysz nawet zasłonki.
Było na tyle wcześnie, że postanowiliśmy spacerkiem wrócić na most, którym przejeżdżaliśmy, by – w świetle zachodzącego słońca – zrobić sobie zdjęcia z widokiem na Bazylikę. O tym, że miejsce kempingu jest narażone na zalewanie wodami Dunaju, przekonaliśmy się wieczorem, kiedy usilnie staraliśmy się uchronić przed napadem strasznie zjadliwych komarów. Nie przeszkodziły nam jednak w wypiciu piwka za udaną podróż i skonsumowaniu pizzy w knajpce.
Kolejnego dnia wjechaliśmy już do Serbii i dotarliśmy do pierwszego punktu, który chcieliśmy odwiedzić – mianowicie kemping Zasavica. Ponieważ lubimy zjeżdżać z głównych dróg, by poznać uroki miejsc, przez które przejeżdżamy, mieliśmy okazję przekonać się, że przez Serbię jedzie się bardzo wolno – w centrum miasteczek/wiosek (nieraz bardzo rozległych) ograniczenie jest do 30 km/h.
Mieliśmy też okazję przekonać się, czym różni się Chorwacja (unijna już wtedy) od Serbii, bowiem postanowiliśmy skrócić sobie drogę na miejsce, wjeżdżając do tego kraju dosłownie na parę kilometrów. Doświadczyliśmy wówczas, po raz pierwszy i nie ostatni w czasie tego wyjazdu, że ludzie są przyjaźni nastawieni – nawet celnicy z chęcią udzielali nam rad, jak jechać dalej.
W Zasavicy postanowiliśmy zostać jeden dzień i zwiedzić Sremską Mitrovicę i Park Naturalny Zasavica. Sremską Mitrovicę zapamiętamy z najtańszej kawy, jaką mieliśmy okazję pić w życiu w knajpie i to jeszcze na wodzie. A w Parku Paweł chciał zakolegować się z łabędziem, ale okazało się, że ptak to też samiec alfa – i "chłopaki trochę się pobili" (no i chyba trochę gorzej wyszedł na tym Paweł). To nie był koniec przygód tego dnia, bo wieczorem, kiedy spokojnie siedzieliśmy racząc się lamką wina – zaatakował nasz stolik konik polny – gigant. Piękny okaz. Sam kemping niewielki, ale super wyposażony, gdzie - jak długo podróżujemy – pierwszy raz zetknęliśmy się z prysznicami na fotokomórkę – uruchamiały się wówczas, gdy ktoś faktycznie stał pod natryskiem. Właścicielem okazał się przemiły człowiek – mówiący w zrozumiałym dla nas języku, czyli angielskim, więc mieliśmy okazję usłyszeć Jego historię. Z Zasavicy pojechaliśmy do kolejnego miejsca zaznaczonego na naszej mapie podróży – Kremnej koło Mokrej Gory. Po drodze obejrzeliśmy, mocno już rozreklamowany, Dom na rzece Drina, zjedliśmy suty obiad i dojechaliśmy do bardzo swojskiego kempingu Viljamovka. Właściciel wita swoich gości dość niecodziennie, bo w recepcji pod gołym niebem i „karniaczkiem” wódki z gruszek. Lokum też jest niecodzienne, bo w gruszkowym sadzie. Tu też postanowiliśmy zostać dwie noce, by mieć czas na obejrzenie wioski Kusturicy – Drvengradu i przejechać się zabytkową Szarganską Osmicą. Kolejka pokonuje obecnie trasę 15,5 km i wspina się w najstromszym miejscu pod kątem 18 %. W czasie wycieczki mieliśmy dodatkową atrakcję – przejście oberwania chmury.
Z Viljamovki wyjechaliśmy z pamiątkową butelką, z zawartością produkowaną przez właściciela kempingu, a sprzedawaną tylko przez niego i w wiosce Kusuricy. Po prostu unikat. Następnego dnia, już bez większych przygód, za to podziwiając uroki mijanych miejsc i mieścinek, wjechaliśmy do Czarnogóry i dotarliśmy do Durmitoru i przełomu rzeki Tary. Most nad rzeką robi niesamowite wrażenie i budzi szacunek dla konstruktorów i budowniczych. Ma też udział w historii kraju.
I tu postanowiliśmy trochę pozwiedzać okolicę. Następnego dnia wybraliśmy się na spacer do Czarnego Jeziora, a potem wsiedliśmy w samochód, by na własne oczy podziwiać przełom Tary. Według przewodników jest to jeden z największych kanionów Europy – jego głębokość dochodzi do 1300m.
Z Durmitoru, na kolejny nocleg, dotarliśmy już do morza. Zwiedziliśmy po drodze Monastyr Ostrog. W drodze do klasztoru musieliśmy odpiąć przyczepkę. Zostawiliśmy ją pod opieką starszej pani, która miała straganik przy drodze i odradziła nam z nią dalszą podróż. Miała rację: szerokość drogi oraz ilość zakrętów jednoznacznie pokazały, że byłoby to „nieco” karkołomne. Samo umiejscowienie klasztoru było bardzo malownicze. Z drogi głównej było go widać tylko dzięki temu, że jego ściana frontowa była pomalowana na biało. Wyglądał tak, jakby nie dało się do niego dotrzeć, jakby był zawieszony w ścianie góry. Kiedy dotarliśmy na miejsce, nic nie stracił ze swojego uroku – front klasztoru widoczny ze ściany skał robił duże wrażenie.
Koniec tego dnia był nieco męczący. Próbowaliśmy znaleźć, jeszcze w Polsce upatrzony, Kamp Begovic. Wiedzieliśmy, że trudno tam dotrzeć ze względu na drogę, która do niego prowadzi. Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że nawet miejscowi nie wiedzą, o które miejsce nam chodzi. Było chyba tylko dla wybranych. Umęczeni podróżą z ulgą zobaczyliśmy bramę wjazdową. Samo miejsce było czarujące, pośród drzew, nad skalistym brzegiem wody. Wieczorem okazało się, że na tyle dzikie, iż pełne niezwykłych stworzeń: cykad, innych owadów, tuptających głośno jeży. Właściciel wykuł w skałach ścieżkę nad samą wodę – do skalistej plaży położonej w uroczej zatoczce. Spędziliśmy tam chyba najwięcej nocy z całego naszego wyjazdu, bo aż cztery.
Kolejnego dnia postanowiliśmy zrobić sobie dzień na plaży. Z przyjemnością odpoczęliśmy trochę od intensywności naszej podróży.
Po dniu odpoczywania postanowiliśmy przejechać się drogą, którą pierwotnie Paweł chciał przemierzyć z przyczepą - wspinającą się stromo z Kotoru do Centinje. Osobiście, nie przypominam sobie, abym w czasie tak długiego czasu tyle razy wstrzymywała powietrze, przytrzymywała samochód do drogi siłą woli oraz trzymała się tak kurczowo klamki od drzwi. Na szczęście widoki były tak piękne, że rekompensowały napięcie wynikające z przejazdu. Dotarliśmy do samego Mauzoleum Petrowicza-Niegosza. Samo Mauzoleum jest (przynajmniej dla nas) takie sobie, natomiast otoczenie zapiera dech w piersiach. Po „małej” przejażdżce w dół dotarliśmy do Kotoru i resztę dnia spędziliśmy na leniwym spacerowaniu uliczkami starego miasta.
W przypływie natchnienia postanowiliśmy przemieścić naszą przyczepkę na kemping Maslina i resztę dnia spędziliśmy na słodkim nicnierobieniu i cieszenia się z życia, jakie nam się dostało od losu. Natomiast nie obyło się bez niespodzianek – Paweł przeżył bliskie spotkanie z wężem, i to nawet niezłych rozmiarów. Odrobinę obawiając się o bezpieczeństwo dzieci, poszliśmy do recepcji zapytać się, czy gady te są groźne. Na szczęście okazało się, że nie: żywią się małymi stworzonkami i roślinkami. Kolejnego dnia już nie traciliśmy czasu i pojechaliśmy pospacerować po Budvie – miasteczku kontrastów: piękne stare miasteczko na tle dużych turystycznych, blokowych kurortów. Postanowiliśmy także sprawdzić, czy faktycznie nie da się wejść na wyspę Św. Stefana – nie da się: trzeba mieć zarezerwowany stolik w jednej z restauracji. Zdziwiły nas natomiast okoliczne plaże, na których pobyt kosztował (za parasol i dwa leżaki) 75€. Osobiście wolałabym na coś innego tracić pieniądze.
Ponieważ chcieliśmy zobaczyć całe wybrzeże Czarnogóry, następnego dnia dojechaliśmy do Campingu Safari. Bardzo nam się spodobał jego pustynny krajobraz, czarny piasek i klimat stwarzany przez kiteboardowców. „Las” leżaków przy plaży, szczególnie wieczorem, przyciągał wzrok, a kępingowa restauracja była jedną z lepszych w całym naszym wyjeździe – nie tylko z powodu jedzenia, ale także podejścia do turysty oraz miłego kontaktu kelnerów (Paweł dostał w prezencie kufel). Kolejny dzień był bogaty w atrakcje turystyczne: dotarliśmy do Ady – półwyspu naturystów, podumaliśmy na moście ulokowanym nad dachami licznych knajp na rzece, zobaczyliśmy żółwia w jego naturalnym środowisku (po prostu przebiegł przez drogę przed naszym samochodem), dojechaliśmy do dzikiej granicy z Albanią (nawet droga biegła donikąd), zwiedziliśmy Stary Bar, doceniliśmy pamiętającą czasy Chrystusa Starą Maslinę, czyli drzewo oliwnę, no i dotarliśmy do Ulicinj’a. Miasto nie zrobiło na nas dobrego wrażenia – niestety. Wracając, przystanęliśmy jeszcze nad Milena Canal, gdzie gęsto było, od specyficznych dla tego regionu, konstrukcji rybackich. Tego dnia zdarzyło nam się zjeść także najgorszy obiad w naszym rankingu.
Pod Starym Barem weszliśmy do restauracji, z której powinniśmy się wycofać, jak tylko zobaczyliśmy jej wystrój i brak ludzi. Postanowiliśmy być twardzi i niestety obiadem oraz obsługą odbijało nam się jeszcze przez następne pół roku.
Po szybkiej weryfikacji tego, co jeszcze trzeba zobaczyć, w dniu następnym postanowiliśmy objechać Jezioro Szkoderskie dookoła. I znów widoki zapierające dech w piersiach. Przemierzyliśmy najpierw część czarnogórską, docierając do uroczej miejscowości: Rijeka Crnojevicia, gdzie zjedliśmy sobie obiad przy starym moście i podążyliśmy w stronę Albani. Znów zadowoleni z wykonanego planu, dojechaliśmy na nasz kemping.
Ponieważ nasze wakacje nieubłagania zbliżały się do końca, postanowiliśmy spędzić kolejny cały dzień na plaży. Dzieci wytarzały się w piasku, wymoczyły w wodzie, a my znów porządnie się wynudziliśmy. Wieczorny spacer brzegiem morza dobrze nam zrobił.
Żegnając wybrzeże, ale jeszcze nie Czarnogórę, dotarliśmy do Biogradskiego Parku Narodowego. Paweł – wieczny optymista doszedł do wniosku, że w takim miejscu nie może być kempingu i… niewiele się pomylił. Owszem, pozwolono nam zanocować (nawet sobie nieźle za ten nocleg policzyli), ale turyści winni wiedzieć, że miejsce nie ma węzła sanitarnego, a klauzula ciszy nocnej, tudzież obecności w parku narodowym, w tym miejscu jest tylko w wersji pisanej. Niemniej jednak spacer brzegiem jeziora niezapomniany. Klimatyczne miejsce. Kolejny nocleg bliżej domu – kemping koło Belgradu. Typowo tranzytowe miejsce. Cafe – grill to niezłe miejsce na suszenie prania, a przyczepy nawet w nocy przypięte do samochodów. Następny przystanek kemping na Węgrzech. Do teraz nie mogę wyjść z podziwu, że wśród narodów, które mogą się między sobą dogadać przetrwał kraj z językiem, który brzmi jak połamaniec i nie można go zrozumieć. I myślę, że tylko nam się przydarzyło być pod bramą kempingu, odjechać z powodu nieporozumienia językowego i po godzinie wrócić w to samo miejsce, by odpiąć przyczepkę. Ale ośrodek niezły – dostęp do akwenu ze zjeżdżalniami wodnymi i in. atrakcjami.
Kolejne spanie już na Słowacji, na – bardzo ubranym we wspomnienia – kempingu Blatnica. Dzieci miały radochę, bo poszły z tatą do lasu po drewno i wieczorem spędziliśmy miły, rodzinny czas przy ognisku. W następnym dniu przyszedł czas już tylko na miłe wspomnienia – dojechaliśmy szczęśliwie do domu.
Podsumowując, ale nie zapeszając – takiej wspaniałej pogody nie mieliśmy już dawno!
PODSUMOWANIE
Przejechaliśmy 3648 km
Samochód 163KM / 420Nm
Oto nasza trasa:
Dzień
|
Dystans
km
|
Spalanie
l/100 km
|
Odwiedzone miejsca
|
Nocleg
|
|
1
|
378
|
10,8
|
+
|
Esztergom
|
Gran Camping w miejscowości Esztergom (Węgry)
|
2
|
428
|
10,8
|
+
|
-
|
(Serbia)
|
3 | 15 | - | - |
Sremska Mitrovica Special Nature Reserve Zasavica |
|
4 | 204 | 10,2 | + | Dom na rzece Drina (Bajina Bašta) | Camping Viljamovka, Kremna, (Serbia) |
5
|
30
|
-
|
-
|
Kremna
Mokra Gora - kolejka
Drvengrad - Wooden Village
|
|
6 | 187 | 11,3 | + | - |
Žabljak, Durmitor, (Czarnogóra) |
7 | 103 | 7,7 | - |
Žabljak Cerne jezero - spacer Przełom Tary - samochodem |
|
8 | 240 | 9,6 | + | Manastir Ostrog |
|
9 | - | - | - | day off - plaża | |
10 | 116 | 9,9 | - |
Mauzoleum Piotra II Petrowicia-Niegosza (1656m) Kotor |
|
11 | 31 | - | - | Zanjice Mamula Plava Spilja - Blue Cave Rose Herceg Novi |
|
12 | 57 | 12,5 | + | plaża |
|
13 | 43 | 9,1 | - | Budva Sveti Stefan Petrovac |
|
14 | 50 | 10,5 | + | Velika plaza |
|
15 | 100 | 8,6 | - | Ada Stari Bar Ulcinj |
|
16 | 236 | 8,0 | - | Jezioro Szkoderskie - do okoła | |
17 | - | - | - | day off | |
18 | 174 | 11,1 | + | Park Narodowy Biogradska Gora | Camping w Parku Narodowym |
19 | 392 | 9,3 | + | - |
Belgrad (Serbia) |
20 | 376 | 12,0 | + | - | Kemping Rukkel-tó vizipark Dunavarsány (Węgry) |
21 | 276 | 10,9 | + | - | Autocamp Blatnica (Słowacja) |
22 | 212 | 10,7 | + | SWEET HOME ! |
Dziękujemy za uwagę :) - chcesz zostawić ślad po sobie - Zapraszamy tutaj
Odsłony: 1618