Czechy 2017
Ogólny szkic drogi 2936 km.
Czechy traktowaliśmy do tej pory jako kraj tranzytowy. Sporadycznie, będąc w Polsce przy granicy, robiliśmy wypad do Czech. Nie zagłębialiśmy się ani w historię, ani w turystyczne atrakcje tego kraju -aż do teraz. Zaopatrzeni w przewodniki, do których przed wyjazdem nie zdążyliśmy zajrzeć oraz urządzenia mobilne dające możliwość dostępu do Internetu, wyruszyliśmy w podróż i… zauroczyliśmy się krajem Sąsiadów. Oferuje bogactwo miejsc i atrakcji. W dodatku te miasteczka, które wyglądają jak bombonierki – kolorowe i słodkie.
Właściwie każdy obiekt turystyczny w Czechach, to już standard, ma swoją stronę internetową. Część jest dostępna w języku polskim. Często w zamkach i hradach wejście oznacza wykupienie wycieczki z przewodnikiem w języku czeskim. Kiedy przewodnik mówi powoli, dużą część jego wypowiedzi można zrozumieć.
Kiedy celem naszego pobytu w Czechach jest zwiedzanie zamków, zadbajmy o otrzymanie karty „Klic k pamatkam” – wejście do pięciu obiektów (objętych programem) skutkuje szóstym - darmowym. Wszystkie miejsca, które są objęte programem są dostępne na stronie www.klickpamatkam.cz. Jest ich mnóstwo!
Przydatne strony internetowe:
www.czechtourism.com – informacje na stronie są podzielona według obszarów w Czechach, które chcemy odwiedzić. Po wejściu w zakładkę „Praktyczne wskazówki” możemy pobrać w pdf przydatne broszury.
www.cesky-raj.info – strona poświęcona w całości „Czeskiemu rajowi”, dużo przydatnych informacji dla turystów.
7 lipca 2017
Hurra. Wyjeżdżamy. Tradycyjnie, po pracy, żeby od razu być „na urlopie”. Do przejechania niewiele, bo … km. Celowo, żeby wakacje rozpocząć „złotym płynem” jeszcze pod gołym niebem i sprzyjających wieczornych temperaturach. Znaleźliśmy fajne pole, w – wydawało nam się – dosyć ustronnym miejscu. Jakież było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy przynajmniej z setkę Czechów (dzieci nie licząc) biesiadujących przy swoich namiotach. Udzieliła nam się ta biesiadna atmosfera. Przy piwie dołączył do nas Martin, który, dzięki swojej żonie – Polce, świetnie mówił po polsku. Przy okazji serdecznie pozdrawiamy!
Nocleg: Autokemp Podhradí - 330kc/noc | Przejechane: 164 km
8 lipca 2017
No cóż, czas zacząć poznawać ten kraj, bliski nam przez granicę, ale ciągle pomijany przy planowaniu dłuższych wypadów urlopowych. Z racji natłoku zawodowych spraw, trudno nam było wcześniej dowiedzieć się więcej o miejscach, do których chcielibyśmy dotrzeć, więc zaglądamy do przewodnika i wybieramy miejsca do zobaczenia na dziś: Hradec nad Moravici, Radun i Opava. Nie wiemy, czego się spodziewać. Kluczem do naszego wyboru jest bliskość tych miejsc w stosunku do naszego położenia oraz zatoczenie kółka w drodze.
Hradec nad Moravici to właściwie dwa zamki znajdujące się w miejscowości o tej samej nazwie: biały i czerwony. Biały – w stylu renesansowym swoją nazwę zawdzięcza białej elewacji, został wybudowany na miejscu grodziska słowiańskiego z XVI w. Czerwony – zbudowany obok w XIX, nawiązuje architekturą do średniowiecza. Pałace otacza wielki park. Niestety w czasie naszego pobytu zamek czerwony był w remoncie.
W Raduniu znajduje się zabytkowy pałac rodziny Larischów zbudowany w stylu empire. Do zamku dochodzi się od strony stawu (tam zostawia się samochód), dzięki czemu od razu naszym oczom ukazuje się malowniczy widok na ten obiekt. Po dotarciu do miejsca okazuje się, że w skład kompleksu wchodzi pałac, oranżeria, owczarnia, dom urzędniczy oraz spichlerz z połowy XIX w. Do samego pałacu wchodzi się z przewodnikiem w – już dziś rzadko spotykanych – kapciach. Wnętrza są bogato wyposażone, podzielone na te dla „państwa”, dzieci i służby. Niestety zwiedzanie utrudniał fakt, że przewodnik długo rozwodził się nad historią zamku w języku czeskim i nudziły się nie tylko dzieci, ale też my.
Opawa opisywana jest w przewodniku jako „jedno z najstarszych czeskich miast”. Ciekawostką w mieście są tablice dla turystów, które nie tylko wskazują zabytkowe obiekty na mapie, ale również o nich opowiadają, także w języku polskim. Największą atrakcją dla dzieci był ogromny mrówkojad – pomnik - stojący w samym centrum zabytkowej części miasta, na nas wrażenie zrobił odnowiony Ratusz.
Nocleg: Autokemp Podhradí - 330kc/noc | Przejechane: 70 km
9 lipca 2017
Velke Losiny były zaplanowane na wczoraj, ale przeliczyliśmy się trochę z ilością kilometrów i czasu, który zajmuje nam zobaczenie każdego miejsca. Nic straconego, nigdzie nie pędzimy.
Zdajemy sobie sprawę, że Velke Losiny to cały kurort, jednak naszym celem jest zamek. Parking jest niewielki, szczególnie jak się jedzie z przyczepą, i niewielki. Mieliśmy nadzieję na obiad, ale musieliśmy się zadowolić fastfoodem.
Warto przy kupowaniu biletu poprosić o skoroszyt z wydrukowanym tekstem przewodnika w języku polskim. Znacznie ułatwia to zwiedzanie, szczególnie jak przewodnik mówi szybko po czesku.
Data powstania twierdzy, która stała przed zbudowaniem pałacu, jest nieznana. Trójskrzydłowy pałac z arkadami został zbudowany w XVIw., następnie powstało przeciwległe skrzydło gospodarcze, które zamknęło pałacowy dwór. Zamek zdobył nieciekawą sławę dzięki Agelice Gallovej, która w latach 70 i 80tych XVII w. rozpętała okrutne procesy czarownic. Na zamku warto zwrócić uwagę na Salę Rycerską, która należy do najlepiej zachowanych późnorenesansowych wnętrz z XVII w. w Europie. Nas zainteresowały piękne piece kaflowe.
Wieczorem dojeżdżamy do prywatnego campingu nad stawem. Na placu trzy „domki na kółkach”, a do dyspozycji gości letnia knajpka, gdzie gospodarze podają ciepły posiłek i … piwo. Niestety nie przewidzieli kuchni dla gości, więc naczynia trzeba było po śniadaniu umyć w … łazience.
Nocleg: Kemp Opatovec - 633kc/noc | Przejechane: 165 km
10 lipca 2017
Ponieważ przemieszczamy się w kierunku Czeskiego Raju i Czeskiej Szwajcarii, po szybkim przejrzeniu przewodnika, na dziś zaplanowaliśmy Litomyśl wraz zamkiem i Hradec Kralove. Zorientowaliśmy się, że to poniedziałek, więc nie wejdziemy do wnętrza zamku, ale zdjęcia oraz przeczytane informacje, zachęciły nas do zobaczenia miasteczka. Pierwsze wrażenie, po wejściu na długi zabytkowy trakt, jest ogromne. Rząd niekończących się kolorowych kamieniczek. Tylko wszędobylskość zaparkowanych samochodów trochę psuje ten bajkowy obrazek. Robimy zdjęcia i podcieniami kamienic podążamy w kierunku zamku (dzięki temu trochę lepiej się spaceruje przy wysokich letnich temperaturach). Już sama bryła budynku robi wrażenie. W wielkiej ilości namalowanych na ścianach prostokątów próbujemy się doszukać tego samego wzoru – bezskutecznie. Na placu zamkowym pomyślano o dzieciach i – w jednym z przylegających budynków – urządzono zamkowy labirynt z ciekawostkami historycznymi o zamku (niestety, tylko w języku czeskim), a na scenie – niecodzienny (trochę teatralny) plac zabaw. Zadowoleni, uliczkami starego miasta, wróciliśmy do przyczepy. Mieliśmy szczęście, bo gdy wsiedliśmy do samochodu, spadł obfity deszcz.
Po około godzinie drogi dojechaliśmy do Hradec Kralove. Z mieszanymi uczuciami szliśmy w kierunku starówki, opis w przewodniku nie był zbyt zachęcający, ale na szczęście było to kolejne przytulne miejsce. Znów rząd ciągnących się, kolorowych kamieniczek (do samochodów na starówce powoli przywykamy), XVII-wieczny kościół oraz Biała Wieża – renesansowa dzwonnica, która dziś już nie jest biała. W kamieniczkach dużo knajpek i kawiarni. Spacer po miasteczku kończymy jedząc deser lodowy w bajkowym miejscu. Polecamy.
Wieczorem dojeżdżamy na kemping Czeski Raj.
Nocleg: Pension & Camping Český Ráj Kněžnice - 500kc/noc | Przejechane: 147 km
11 lipca 2017
Pada. Zaczęło z samego rana. Do tej pory udawało nam się z pogodą, bo nawet jak padało, to albo w czasie naszego posiłku, albo jazdy samochodem. Tym razem chmury nie dawały większych szans na szybki, przelotny opad.
Decyzja mogła być jedna - IQ Landia w Libercu. W Libercu są dwa parki rozrywki: jeden to: Babylon, gdzie mieści się hotel, aquapark, i inne atrakcje, a zaraz obok jest IQ Landia wraz z Planetarium. IQ Landia przypomina trochę nasze rodzime Centrum Kopernika w Warszawie: podzielona jest na wiele działów, które są rozłożone na 5 piętrach. Mnogość miejsc do eksperymentowania wręcz przytłacza (mam na myśli dorosłych), ale dajemy się wkręcić w zabawę i nawet nie wiemy, gdzie zniknęło nam 5 godzin życia. Dodatkowy duży plus dla IQ Landii za objaśnienia w języku polskim – bez nich byłoby dużo nudniej. Uśmiechy Dzieci to najwspanialsza nagroda.
Mamy nadzieję, że w drodze powrotnej będziemy mogli zobaczyć szczyt Jested z hotelem w kształcie elfowej czapeczki. Jednak przeżywamy na drodze prawdziwe oberwanie chmury – widoczność niemal zerowa i prędkość na autostradzie 30 km/h. Potraktowaliśmy to jako dodatkową atrakcję.
Ponieważ w czasie drogi deszcz ustał, postanawiamy skoczyć jeszcze do Jiczina, miasteczka – historycznego już – Rumcajsa, Hanki i Cypiska. Jesteśmy rozczarowani, że wszystko jest już pozamykane (nie możemy tym samym kupić laleczki znanej postaci, choć i tak ją trudno dostrzec na jakiejkolwiek wystawie), a miasto choć piękne, to wyludnione i nie zachęca do zwiedzania.
Nocleg: Pension & Camping Český Ráj Kněžnice - 500kc/noc | Przejechane: 97 km
12 lipca 2017
Pogoda od rana sprzyjająca: temperatura optymalna do pieszych wędrówek i słonko przebijające zza chmur. Przyczepa załadowana i zapięta – postanawiamy, po zobaczeniu Czeskiego Raju, przemieścić się w okolice Czeskiej Szwajcarii.
Punktów zwiedzania Czeskiego Raju jest kilka. Trudno, po przejrzeniu stron internetowych, zorientować się, gdzie pojechać lepiej. Wybieramy Hruboskalsko. Podjechaliśmy pod zamek – parking pod zamkiem niewielki, płatny. Kto lepiej poinformowany (i bez przyczepy) to pewnie znajdzie i bezpłatny. Nie zaopatrzyliśmy się wcześniej w mapę, a w internecie znaleźliśmy na szybko tylko mapę szklaków całego Czeskiego Raju. Słabo więc zorientowani w trenie, rozpoczęliśmy pieszą wędrówkę, poinformowani tylko przez parkingowego, od którego miejsca zacząć. Z parkingu wchodzi się od razu do baśniowej krainy: schodki wykute między pionowymi skalnymi ścianami kończącymi się wysoko nad głową robią na nas wrażenie. Na szczęście dla nas okazuje się, że trasa jest dobrze oznakowana. Dotarliśmy do pierwszej tabliczki informacyjnej i już wiedzieliśmy, gdzie iść dalej.
Spod zamku wychodzą 3 szlaki: niebieski, zielony i czerwony – każdy jest częścią większej trasy, ale dzięki nim można zrobić ok. 10 km trasę i wrócić z powrotem pod zamek. Do nich dołącza też żółty szlak, dzięki któremu trochę można skrócić wędrówkę. Warto zrobilić sobie zdjęcie tabliczki. Na trasie są liczne (dobrze oznakowane) vyhlidki, czyli punkty widokowe. Marianska vyhlidka to punkt, z którego widać zamek Hruba Skala i Trosky. Przejście tej trasy (ze skróceniem jej żółtym szlakiem) zajmuje raźnym marszem ok. 3 godzin. Trzeba więc zadbać o jakiś prowiant i picie, bo na trasie nie ma takich przystanków.
„Zamówiona” pogoda dopisała. Posililiśmy się w zamkowej restauracji (trzeba wejść na zamek) i ruszyliśmy na kemping …. W „Czeskiej Szwajcarii”
Nocleg: Autokempink Česká Brána - 410kc/noc | Przejechane: 113 km
13 lipca
Chcemy jeszcze sporo zobaczyć, więc postanawiamy, że idziemy na Pravcicką bramę, a potem wyruszamy w dalszą podróż z przyczepą.
Zanim jednak Pravcicka Brama, to kierujemy się do Panskiej Skaly – unikatowej bazaltowej skały, która składa się z pięcio- i sześciobocznych filarów sklejonych ze sobą, wysokich miejscami na kilkadziesiąt metrów. Osobliwe wzniesienie.
Stamtąd jedziemy w kierunku wsi Hrensko. Wcześniej, z przewodnika i stron internetowych, dowiadujemy się, że krótsza droga prowadzi ze wsi Hrensko, dłuższa – z Mezni Louka (według informacji zawartych na tabliczkach, od momentu wejścia na szlak przy Tri Prameny – od stony Hrenska to 35 min, od strony Mezni Louka – 2 godziny). Wybieramy krótszą opcję, ale na miejscu czeka nas niespodzianka, wszystkie parkingi są pełne. Zdesperowani krążymy w tę i z powrotem, bo może ktoś odjedzie. Niestety nie doczekaliśmy się. Przez chwilę mamy pomysł, by tak jak inni, zatrzymać się na jednym z paru wjazdów do lasu przed znakiem zakazu wjazdu, ale dzięki informacji zawartej na blogu zalatanapara.wordpress.com, dowiadujemy się, że pojazdy parkujące w ten sposób mają zakładaną blokadę, pokuta to 5000 koron. Jedziemy zatem do Mezni Louka, nastawieni na dłuższą wędrówkę. Tam miejsce do parkowania znajdujemy bez trudu. I na miejscu kolejna niespodzianka – z tej miejscowości do Tri Pramenty kursuje regularnie autobus, więc wysiadamy przed samym wejściem do parku krótszą trasą.
Szlak pnie się cały czas pod górę, ale jest dosyć wygodny: szeroki a podejście nie jest strome. Po 35 minutach docieramy do hotelu Orle Gniazdo, który jest malowniczo położony przy bramie skalnej, wysokiej ponoć na 30 metrów i 16 - szerokości. Polecamy wejście na teren parku. Jest płatne, ale z licznych punków obserwacyjnych można obejrzeć bramę i otaczające ją widoki z różnej perspektywy. Przejścia są o tyle uciążliwe, że trzeba pokonać w sumie ponad sto stopni, ale są dobrze oznakowane i zabezpieczone.
Znów w pełni usatysfakcjonowani z zaplanowanej wycieczki, wracamy na kemping, zapinamy przyczepę zostawioną tam wcześniej i wyruszamy w kierunku Karlovych Varów. Po przygodach ze znalezieniem miejsca na nocleg, docieramy do kempingu, z którego chcemy zniknąć kolejnego dnia jak najwcześniej…
Nocleg: Eurocamp BARBORA Jenikov - 500kc/noc | Przejechane: 281 km
14 lipca
Wyruszamy. Naszym celem zwiedzania są dziś Karlove Vary. Historia uzdrowiska sięga XIV wieku, a pierwsze źródło zostało, według legendy, odkryte przez samego Karola IV. Początkowo lecznicza termalna woda ze źródeł wykorzystywana była do kąpieli. Wierzono, że im ktoś ma bardziej poparzoną skórę tym będzie zdrowszy. Kiedy odkryto, że wodę można również pić – kuracjuszy zmuszano, wg przewodnika, do wypijania 50-70 kubków dziennie. Od początku swojego istnienia, uzdrowisko jest najliczniej odwiedzane przez Rosjan, kuracjuszy z tego kraju jest więcej niż czeskich. Faktycznie, język rosyjski słychać na każdym kroku. Sama miejscowość, a przede wszystkim jej zabytkowy, w większości wolny od ruchu samochodowego, deptak, ma bajkowy klimat. Zabytkowe, odnowione, bogato zdobione kamienice, budynki pijalni oraz kolumnady ciągną się aż do słynnego (m.in. z filmu „Casino Royal”), podobno jednego z najdroższych w Czechach, Hotelu Pupp, nazwanego tak od nazwiska jego fundatora. Kilkadziesiąt metrów przed wspomnianym hotelem po prawej stronie mijamy skałę z krzyżem. Warto na nią wejść, by zobaczyć deptak z góry. Wejście na ścieżkę wiodącą do krzyża jest po prawej stronie hotelu. Warto również zobaczyć, znajdującą się powyżej głównego deptaku, cerkiew św. Piotra i Pawła, jedną z największych na świecie, a prawdopodobnie największą poza państwami obrządku wschodniego.
Wieczorem dojeżdżają do nas znajomi i w miłym towarzystwie spędzamy czas w najzimniejszy - z dotychczasowych – wieczór, jest 10 stopni.
Nocleg: Autokemp Betlém Teplá - 320kc/noc | Przejechane: 143 km
15 lipca
Po zimnym wieczorze, dzień zaczyna się dosyć rześko. Na szczęście, podczas spaceru po miasteczku, pogoda się poprawia, wychodzi nawet słoneczko. Mariańskie Łaźnie to kolejne uzdrowiskowe miasteczko. Jest dużo mniejsze od Karlovych Varów, ale ma za to najpiękniejszą w Czechach kolumnadę oraz Śpiewającą Fontannę. Kolumnada to żelazna konstrukcja w stylu neobarokowym, na końcu której znajduje się główny zdrój uzdrowiska. Pierwsi goście do Mariańskich Łaźni przyjechali w 1808 roku, jest najmłodszym z wielkiej trójki czeskich uzdrowisk.
W drodze powrotnej na kemping wstępujemy jeszcze do Parku Miniatur Boheminium, w którym znajdują się miniatury około 60 obiektów – najważniejszych zabytków Czech.
Wracamy na kemping po rowery i na obiad jedziemy na dwóch kółkach do pobliskiego Klasztoru Tepla, który oglądamy tylko z zewnątrz, ponieważ zwiedzanie odbywa się o określonych godzinach i tylko z przewodnikiem. W knajpce obok klasztoru jemy obiad.
Poprzedni wieczór nie był najzimniejszy. Tej nocy temperatura spadła do 8 stopni…
Nocleg: Autokemp Betlém Teplá - 320kc/noc | Przejechane: 34 km
16 lipca
Pilzno. Dzisiaj chcemy zwiedzić sławny Prazdroj, gdzie rozlewa się Pilzner Urquell. Choć ciągniemy przyczepę, całkiem szybko udaje nam się znaleźć miejsce do parkowania. Do browaru wchodzi się przez zabytkową bramę. Kupujemy bilety dopiero na 1,5 godziny później (żeby przewodnik mówił w zrozumiałym dla nas języku) i wykorzystujemy czas na zjedzenie dobrego obiadu w browarnianej restauracji z – podobno – największą piwną salą w Czechach. Najedzeni, w dobrych nastrojach dzięki piwnej degustacji, wracamy do miejsca skąd zaczynamy oglądanie Prazdroju, który w tym miejscu funkcjonuje od 1842 r. Naszym przewodnikiem jest przesympatyczna pani, która w zabawny sposób opowiada kolejne historie. Dzieciom najbardziej podoba się ilość butelek transportowanych na taśmie, dorosłym – degustacja piwa prosto z beczki (niefiltrowanego i niepasteryzowanego). Trzeba pamiętać o zabraniu czegoś ciepłego do odkrycia, bo w piwnicach browaru jest tylko 8 stopni Celsjusza.
Po zwiedzaniu browaru udajemy się jeszcze na Pilznieński rynek i w pełni usatysfakcjonowani ruszamy się w dalszą podróż. Wieczorem dojeżdżamy do kempingu nad jeziorem w Slapach.
Nocleg: Autokemp ŽDÁŇ Slapy - 486kc/noc | Przejechane: 157 km
17 lipca
Praga – w końcu. Nie być w Pradze zwiedzając Czechy to jak nie być w Czechach. Postanawiamy skorzystać z usługi P+R (park and ride), zostawić samochód w Praga Radnice. I dojechać do centrum pociągiem. Przejażdżka do centrum trwa niecałe piętnaście minut. Dzień krótki, a plan zwiedzania napięty. Pierwsze kroki kierujemy w stronę Tańczącego Domu, który swą nazwę zawdzięcza kształtowi – niektórzy dopatrują się w nim tańczącej pary; często jest nazywany Ginger i Fred (Rogers i Astaire – oczywiście). Nie omijamy znanej od 1499r. piwiarni „U Fleku”, w której jest rozlewane równie stare, ciemne piwo. Knajpka robi na nas miłe wrażenie. Po wejściu do pomieszczenia przechodzi się dalej na dziedziniec, gdzie ławy stoją pod parasolami z drzew, a do obiadu i kufla piwa przygrywa pan na akordeonie. Polecamy dobre piwo! Następnie kierujemy się na Karlowy Most i tu spotykają nas tłumy innych turystów. Od tego momentu przemieszczamy się w gąszczu innych osób. Docieramy do Hradczanów, naszym celem jest Złota Uliczka. Jesteśmy zdziwieni, bo wejście na nią jest płatne, ale jesteśmy tuż przed 17.00, a od tej godziny jest ogólnodostępna. Warto wziąć swoją wodę, bo mała butelka w tym miejscu kosztuje 100 koron! Wracając na dworzec, przechodzimy jeszcze przez Stary Rynek i zmęczeni, ale zadowoleni wracamy na kemping.
Jeden dzień na zwiedzanie Pragi to zdecydowanie za mało! Byliśmy tu już, więc tylko odświeżyliśmy wspomnienia. Przedzieranie się o tej porze roku przez tłumy ludzi należy do średniej przyjemności – warto tu przyjechać w poza turystycznym terminie i to nie w dniach, kiedy kalendarz przewiduje jakiekolwiek święta.
Nocleg: Autokemp ŽDÁŇ Slapy - 486kc/noc | Przejechane: 65 km + pociąg
18 lipca
Postanawiamy wykorzystać to, że kemping jest nad wodą a temperatury sprzyjające, więc dopołudnie, ku uciesze Dzieci, wykorzystujemy leniwie nad wodą. Puste brzuchy zmuszają nas do zjedzenia szybkiego posiłku, po którym ruszamy w dalszą podróż. Chcemy dziś dotrzeć do Hluboka nad Wełtawą, po drodze odwiedzając Zamek Zvikow, najwybitniejszą budowlę świeckiej czeskiej architektury średniowiecza. Początki zamku sięgają 1230 roku, był siedzibą pierwszych królów czeskich. Jest malowniczo położony na zakolu rzeki Wełtawy, ma przepiękny arkadowy dziedziniec w kształcie rombu.
Wieczorem docieramy do kempingu „Bezdrev” nad jeziorkiem, humory psuje nam trochę podejście obsługi do gości, tłum namiotów, przyczep i kamperów we wskazanym - do rozbicia się - miejscu i opłata za każdą kroplę ciepłej wody przy ubogiej infrastrukturze. Niestety, nie polecamy. Jedynymi zadowolonymi osobami były Dzieci, bo miały niemal prywatny kawałek plaży i bezterminowy dostęp do wody.
Nocleg: Kemp Hoch Bezdrev - 560kc/noc | Przejechane: 136 km
19 lipca
Dziś odpoczywamy. Dowiadujemy się w recepcji, że do zamku Hluboka nad Wełtawą można dotrzeć pociągiem na kółkach (w stylu tych z wesołych miasteczek). Wybieramy tę opcję, by - w miasteczku, pod zamkiem, przy posiłku - móc napić się piwa. W końcu to wakacje! Zamek ma przepiękny renesansowy charakter, ród Schwarzenbergów, którzy mieszkali w nim przez 300 lat – aż do wybuchu II wojny światowej, przebudował go w stylu zamku Windsor. Ma około 140 komnat, które są bogato, w pełni wyposażone, w dużej większości w oryginały. Do wyboru są trzy opcje zwiedzania, w zależności od tego, którą część zamku chce się odwiedzić, w językach: czeskim, angielskim, niemieckim, francuskim.
Po zwiedzaniu wybieramy się na zaplanowany posiłek z piwkiem i na nogach (ok. 5 km) wracamy na kemping, by leniwie siedzieć nad wodą do końca dnia.
Nocleg: Kemp Hoch Bezdrev - 560kc/noc | Spacer
20 lipca
Na dziś zaplanowaliśmy przejście Ścieżką Koronami Drzew nad jeziorem Lipno. Ścieżka to drewniana platforma, stopniowo wznosząca się wśród drzew, by wynieść się w końcu ponad ich korony na wysokość 40 metrów. Jest ona bardzo wygodna, swobodnie mogą nią przejechać wózki. Jej zdobywanie jest uatrakcyjnione wykuszami z przeszkodami do przejścia (atrakcja dla dzieci i dorosłych). Wrażenie potęguje stałe lekkie drżenie całej konstrukcji wzniecane przez setki ludzkich stóp i wiatr. Samo przejście platformą to niesamowite wrażenie, ale z samego jej szczytu można zobaczyć panoramę 360 stopni na czeskie oraz austriackie góry i lasy, a także - oczywiście – jezioro Lipno. Dodatkową atrakcją jest możliwość zjazdu (za opłatą) zjeżdżalnią znajdującą się w środku platformy, która ma spiralny kształt. Kilkaset metrów od platformy znajduje się duży park zabaw dla dzieci, dodatkowo płatny. Do samej Ścieżki można dostać się pieszo lub wyciągiem krzesełkowym.
W drodze powrotnej nie możemy ominąć zwiedzania Czeskiego Krumlova, ponoć - drugim po Pradze - najczęściej odwiedzanym miejscem w Czechach. Pytanie „dlaczego” przestaje mieć znaczenie, kiedy docieramy do Starego Miasta. Wąskie uliczki, kolorowe zabytkowe kamieniczki, brukowane uliczki – ciasno ułożone w zakolu Wełtawy, w cieniu ogromnego zamczyska – wszystko to potęguje baśniowy charakter miasteczka. Jesteśmy zauroczeni. Spacer uliczkami kończymy na rynku przy kawie i zimnych napojach, słuchając panów grających na saksofonie i gitarze.
Do samochodu dobiegamy zmoczeni przez deszcz i reszta czasu upływa pod znakiem deszczowego, ale ciepłego wieczoru w miłym towarzystwie.
Nocleg: Kemp Hoch Bezdrev - 560kc/noc | Przejechane: 130 km
21 lipca
Trochę zmęczeni „klimatem” kempingu z ulgą przygotowujemy naszą przyczepkę do kolejnego wyjazdu. Szkoda tylko, że w dalszą podróż wyruszmy sami. Znajomi, po tygodniu tułaczki z nami, wracają do Polski. Bardzo dziękujemy za wspólnie spędzony czas!
Na obiad zatrzymujemy się w Telczu, skuszeni opisem z przewodnika, że jego rynek jest wpisany na Lisę UNESCO. Rynek jest wydłużony, okolony mnóstwem kamieniczek, z których każda może się poszczycić innym szczytem. Rynek, w północno-zachodniej części uwieńczony jest zamkiem.
Jedziemy dalej. Po drodze mijamy z sentymentem Mikulov – po raz pierwszy widzimy to miasto latem. Na wieczór docieramy do kempingu koło Lednic-Valtic. Nie możemy się oprzeć zobaczeniu tego pałacu, który przypomina bezowy tort z licznymi zdobieniami.
Nocleg: Minikemp Apollo - Břeclav- 410kc/noc | Przejechane: 226 km
22 lipca
Upał od rana jest nieziemski. Słońce mocno grzeje. Wybieramy się do zamku Lednicach. W przewodniku napisane jest, że „zwiedzając olśniewającą letnią rezydencję, można spróbować wyobrazić sobie, jak bogaci byli Lichtensteinowie w XVII w.”. Nasze próby spełzły na niczym J Ciekawostką jest, że Lichtensteinowie żądają oddania posiadłości, która nota bene jest dziesięciokrotnie większa niż obszar państwa Lichtenstein. Obecną postać zamek ma od „niedawna”, bo od 1856r. Na zwiedzanie najlepiej przeznaczyć cały dzień i nastawić się na wędrówkę, bo teren do oglądania jest bardzo rozległy.
Wieczór spędzamy w knajpce na kempingu, gdzie słuchamy muzyki na żywo.
Nocleg: Minikemp Apollo - Břeclav- 410kc/noc | Przejechane: 7 km
23 lipca
Dziś chcemy dotrzeć nad Balaton. Planujemy spędzić kolejny tydzień wakacji ze znajomymi, którzy po raz pierwszy podróżują kamperem. Jednak nie możemy pominąć drugiego z zamku – Velitice. To bardziej dystyngowana, barokowa budowla. Lichtensteinowie mieszkali tam do 1945r. No i ten zamek, dzięki karcie „Klic k pamatkam” zwiedzamy za darmo J
Po południu docieramy na kemping Baltontourist nad Balatonem. Udaje nam się znaleźć przyzwoity, z własnym dostępem do jeziora, na pewno najlepszy w dotychczasowej podróży.
Nocleg: Balatontourist Park Kemping & Üdülőfalu - 31 Euro /noc | Przejechane: 294 km
24 lipca
Ania, po tygodniowym pobycie w Chorwacji, nie jest zadowolona z tego, co reprezentuje sobą Balaton. Z ciekawości „odpalamy” Wikipedię, a tam napisane jest jak byk, że Balaton to „błotne jezioro”. Mało zachęcające do kąpieli jest również stwierdzenie „jest w zasadzie jeziorem bezodpływowym”. No cóż, kąpieli w Balatonie próbują Dzieci i ich Tatusiowie
Wykorzystujemy fakt, że wszyscy jesteśmy zaopatrzeni w rowery i postanawiamy zrobić sobie przejażdżkę na obiad do oddalonego o parę kilometrów, Keszthely. Zachęca nas również to, że wzdłuż brzegu Balatonu biegnie wygodna ścieżka rowerowa a teren jest płaski, więc i Dzieciaki nie powinny mieć problemu z pokonaniem dystansu w tę i z powrotem. Po dotarciu na miejsce przejeżdżamy przez Starówkę, gdzie nad głowami przechodniów porozwieszane są zraszacze – dla Dzieci duża frajda, a nad deptakiem prowadzącym do pałacu – kolorowe parasole. Neobarokowy pałac też robi na nas wrażenie – niestety jest za późno dla nas, by wejść do środka. Chwilę spacerujemy po ogrodzie, odpoczywamy w cieniu drzew i wracamy do domków.
Nocleg: Balatontourist Park Kemping & Üdülőfalu - 31 Euro /noc | Przejechane: 18 km rowery.
25 lipca
Dzień laby. Upływa pod znakiem kąpieli, leżenia na kocu, czytania książek, graniu w badmintona i odbijaniu piłki siatkowej. Nad kempingiem widoczny jest mały kościółek. Nieco znudzeni lenistwem robimy sobie mały wypad, by zobaczyć go z bliska. Na miejscu, z tablic informacyjnych, dowiadujemy się, że to Kaplica Świętego Michała, która istniała już w 1622r. Obecny budynek pochodzi z 1964 roku.
Nocleg: Balatontourist Park Kemping & Üdülőfalu - 31 Euro /noc
26 lipca
Po burzliwej nardzie opuszczamy Balaton i chcemy pojechać na Słowację. Początkowo planujemy pobyt w jakiś basenach termalnych, ale tłumy i zaplecze tych obiektów, do których docieramy, skutecznie nas zniechęca. Ostatecznie znajdujemy kemping w … i gdyby nie deszczowa pogoda, być może zostalibyśmy na nim dłużej. Niestety, nie ma on nic więcej do zaoferowania oprócz basenów. Jak powiedział nasz Znajomy „ale pięknie jest”.
Nocleg: MARGITA-ILONA - Kemping Levice - 16 Euro /noc | Przejechane: 294 km
27 lipca
Dowiadujemy się, że w okolicach naszego pobytu, w Levicach jest gotycki, XII wieczny zamek – obecnie w stanie ruiny oraz wieś Brhlovce, w której domy (niektóre dodajmy) są wykute w skalistym klifie. Nie omieszkaliśmy zajrzeć w oba miejsca. Sądzi się, że wieśniacy wykuli sobie mieszkania w skale, za właściwymi domami, dla ochrony przed tureckimi rabusiami w XVIw. Po drodze do Bańskiej Szczawnicy zwiedzamy jeszcze stary młyn, o którego istnieniu dowiadujemy się z przydrożnej tabliczki informacyjnej. Wieczorem lokujemy się na leśnym kempingu, parę kilometrów za miastem. Dużym plusem, szczególnie dla dzieci, jest możliwość zrobienia ogniska, dokładnie między przyczepą a kamperem.
Nocleg: Hodruša Kemp Konibar - 17 Euro /noc | Przejechane: 67 km
28 lipca
Będąc tak blisko nie możemy nie pospacerować bo Bańskiej Szczawnicy, mieście wpisanym na listę UNESCO. Miasto położone wśród wzgórz, w dolinie, według przewodnika, powstałej po nieczynnym wulkanie. Urosło nad kopalniami złota i srebra. Dzięki kruszcom zbudowano wspaniałe renesansowe pałace, kościoły i większość budynków wokół Placu Świętej Trójcy. Nie ukrywamy, że warte obejrzenia uliczki i budynki skupiają się wokół górnej części miasta. Nieopatrznie zakupiliśmy bilety na przejazd turystycznym autobusem i w większości zobaczyliśmy blokowiska, sklepy i ulice… Mogliśmy z powodzeniem ten czas przeznaczyć na zwiedzanie choćby skansenu. Ale sztolnię Glanzenberg, znajdującą się pod centrum miasta, zobaczyliśmy!
Nocleg: Hodruša Kemp Konibar - 17 Euro /noc | Przejechane: 54 km
29 lipca
Ostatni dzień wakacji. Znów laba. Spaliśmy na Hodrusa kemp Knibar niedaleko ośrodka Salamadra, przy którym znajduje się zbiornik retencyjny, przeznaczony do obsługi kompleksu zimą. Latem jego brzeg jest wysypany żwirem, a w wodzie można się kąpać. Postanowiliśmy skorzystać. Pogoda, mimo górskiego klimatu, sprzyjała.
Nocleg: Hodruša Kemp Konibar - 17 Euro /noc | Przejechane: 54 km
30 lipca
Home. Sweet home!!
Przejechane: 292 km
Pozdrawiamy Marta i Paweł
Odsłony: 629